rzecz dziwna — „możliwa tylko u czarownic“, zdaniem sędziów w Glarus — notowana przecież w podręcznikach psychofizjologii, jako fakt dziwny, ale naturalny: Anna Göldi zasnęła na torturach.
„Wymodliła sobie ów sen u Boga“ — tak osądziła zdziwiona po przebudzeniu, nie widząc ogni, któremi przypiekano jej pięty, i przyszedłszy do przytomności.
„Gdzie się podzieli sędziowie?“ — pytała dozorcy. „Czy mnie męczono dzisiaj?“
— Hm... trochę...
— Nic nie czułam!... Bóg okazał mi łaskę swoją...
∗ ∗
∗ |
Pastor Bleihand mógł być dumny z siebie. Wyszło na jaw, że owe prądy zaczarowujące — może dziś uznalibyśmy je za jakieś promienie radjowe — stosowały się do późniejszych wymiotów. Pierwsze wywołane były na miejscu — jeszcze przed wyjazdem Anny — i od nich rozpoczęła się choroba dziecka. Miggeli, rozpytana w domu przez członków komisji — obecnie znowu słabująca na żołądek, wymiotująca słodycze, któremi ją przekarmiała matka, ale już bez gwoździ — potwierdziła, iż takie właśnie ciasto z „migdałami i rodzenkami dostała rankiem owej niedzieli, kiedy Anna się wyniosła“... „Był przytem Steinmüller — mama i tata byli w kościele“. Wszystko to dziewczynka rozpowiadała ospale znudzili ją już ci panowie w czarnych togach i perukach, którzy ciągle nachodzili dom jej rodziców i nie dawali jej spokoju.
Świadectwa gromadziły się z różnych stron i dawały obraz zupełnie zgodny. Albowiem i Steinmüller — „ledwo podniesiony nieco wgórę, zanim ciężary zdołały roz-