Strona:Leo Belmont - Złotowłosa czarownica z Glarus.djvu/27

Ta strona została przepisana.

szaną“, acz w pomieszaniu swojem,,spokojną i porządną dziewczynę“ — oburzenie, które obudziła, wdzierając się w nastrój pobożny swoją swawolną piosenką i niemal zalotnem wejściem w progi kościoła — wnet opadło. Jednakże pod wrażeniem surowego spojrzenia, które pobiegło ku niej od kazalnicy — ona sama jakoś zmieszała się... Zacisnęła usta, na których urwała się piosenka — i niepewna zastygła na progu...
Pani sędzina Tschudi nachyliła się ku swojej sąsiadce, żonie burmistrza, pani Wetterhorn, i oznajmiła jej szeptem:
— Zmyję jej głowę w domu porządnie. A wie pani, dziewczyna zaczyna się zaniedbywać. Onegdaj w mleku, które podała mojej Marjetce. znalazł się wielki gwóźdź..
— To okropne! — zauważyła szeptem burmistrzowa — ależ dziecko mogło to przypłacić życiem.
— Oczywiście... ale Anna przysięgła, że sama nalewała mleko ze szkopka i gwoździa nie było... Mógł spaść z powały... Mój mąż ujął się za służącą — i nie będąc pewną jej winy, pozostawiłam ją u siebie nadal...
— O, dziewczyna jest sprawna... Widziałam, że pracuje za dziesięć...
Doktór Tschudi, siedzący obok żony, odwrócił się i spojrzał na nią z lekkiem zgorszeniem. Dopiero teraz obie panie zauważyły, że pastor przemawia dalej i umilkły.
Anna Göldi stała wciąż blisko progu i skręcała w zakłopotaniu nerwowo rogi chusteczki.
Bleihand grzmiał z kazalnicy: