A ta nowa nuta, rozwinięta przez Soumet’a, Gauthiera, Le Bois, Immermana i Quinet’a — rozgrzmiała najpotężniej w poemacie Victora Hugo o „Końcu Szatana“, gdzie wieszcz francuski marzy o wielkiej harmonji nieba i ziemi — o momencie, gdy Krzyż podniesie piekło i nastąpi wybawienie upadłego anioła — na końcu świata!
Matuszewski wątpi, czy znajdzie się poeta, który „ożywi wpółsenną i rozemgloną dziś postać szatana, czyniąc z niej istotę godną braterstwa Mefista i Lucyfera“.
Cud się stał!... Andrejew stworzył „Anatemę“.
Przez pryzmat obrazu Szatana widne są dusze różnych narodów: Religijny umysł żydowski wysnuwa w lęku postać Węża-Szatana — lecz nie śmie spojrzeć mu w twarz — i cofa się szybko przed jego widmem pod opiekuńcze skrzydła Jehowy — poczem pleśnieje w przesądach ghetta. Lecz ma tę pewność zgrzybiałego dziecka, iż dom swój zbudował na opoce smętnej i pobożnej pokory hebrajskiej względem Pana nad Pany, Stwórcy Wszechświata, który zawsze potrafi zamknąć krzyczące usta Hijoba — deszczem późniejszej łaski i maścią na wrzody trądu...
Żywotna w wesołym rdzeniu słowiańskim, a lekkomyślna natura polska, zwolna poważniejąca w udręce niewoli i rozśpiewana w mistycyzmie prawowiernie-rehgijnym — gdzieś na nizinach ludowych bawi się figielkami kusych djabełków z „Zaczarowanego Koła“[1]*,
- ↑ Bajka dramatyczna Rydla.