Strona:Leo Belmont - Złotowłosa czarownica z Glarus.djvu/287

Ta strona została przepisana.

ufając, że odpędzi je kroplą święconej wody; a kędyś, na szczytach poezji Krasińskiego — Irydjona osłom się przed potęgą szatana — Masynissy mocną modlitwą kobiety — Komelji i znakiem krzyża. A tak stoi na opoce dogmatów kościoła katolickiego i pokory chrześcijańskiej, beztroskliwie pewna, że Szatan zawsze upadnie w przepaść pohańbienia.

Jasna i rewolucyjna dusza galska odżegnała się najrychlej od djabła dowcipną drwinką Woltera i rozsądkową argumentacją encyklopedystów Wieku Oświecenia — bawi się z nim z bezbożnością świecką, lub powiada doń obojętnie: „idź do djabła!“ — w wierszach dekadenckich Richepina pójdzie z nim po koleżeńsku pod rękę wymyślać Bogu, lub na złość księżom zaprasza go na posępne orgje Baudelaire’a i Verlam’a, przepijając doń na cześć kochanek — a kiedy wstępuje na szczyty poezji Saumet‘a i Wiktora Hugo, nie traci mężnej pogody francuskiej, wierząc wbrew wszystkim dogmatom religji, że piekło nie jest zbyt głęboko, ani niebo nazbyt wysoko — i że rozum i serce ludzkie potrafią z czasem doprowadzić ziemię i niebo do dawnej harmonji greckiej — przy pomocy ucywilizowanego i sczłowieczonego szatana.

Pozytywna i indywidualna dusza angielska w chwilach sentymentu skrycie drży wraz z pobożnym Miltonem, iż może wyrok bezapelacyjny, skazujący Lucyfera na wieczne piekło, jest zbyt twardy i niezgodny z nowemi prawami Anglji. A w chwilach dumy i ioz aagi argumentuje zaciekle wraz z Bajronem[1]*) przeciw suro-

  1. Por. dramat „Kain“.