pobliskiego z nią Ferney, albowiem zasłyszał, iż jakiś pan Wolter, wielki filantrop, popiera wynalazców i zakłada tam pracownie dla zegarmistrzów, a on, Hans Lederli, „ma przecie głowę do tego i przy pomocy pana Woltera stworzy nowy sposób fabrykacji zegarków i zostanie miljonerem“.
Był pewny, że gdy pokaże temu panu gwoźdź, haftki, igły, szpilki własnego wyrobu, zyska jego uznanie i sławę.
Ale jakkolwiek Hans rwał się do swoich wynalazków i robót, miljonów i sławy — zagórowała miłość i młodości. Zezwolił, że dziewczyna, lgnąca do mego i me chcąca go utracić — tuż wnet po cudownem spotkaniu, — schowała jego cenne skarby i poleciła go dziadkowi swemu, jako pomocnika w kuźni. Stary patrzy nieco krzywo na „przybłędę, — którego wiatr niewiadomo skąd przyniósł, a wnuczka podjęła na drodze, lecz, że już sam z sił opadał i potrzebował pomocy, Hans zaś stawiał wymagania skromne, — tedy młodzieniec pozostał w górskiem schronieniu przy kuźni... i przy Annie.
— Tylko nie zadawaj się z nimi — pogroził dziad wnuczce. Nie ścierpię tego pod swoim dachem.
Tedy posłuszna wnuczka spotykała się z ukochanym nocą pod nakryciem gwiaździstego nieba. Idylla ta trwała przeszło trzy miesiące. Pod koniec jedna ze owego okresu szczęścia, pamiętnego dla Anny na wieki, młody chłopiec stał się jakiś markotny. Żądał zwrotu swojej szkatułki, gdyż musi się udać do pana Woltera „nie może tu gnuśnieć“. Zapowiedział jej, że zrobiwszy majątek i zyskawszy sławę, powróci do mej i czem się z nią, albowiem była jego „pierwszą, jedyną i ostatnią
Strona:Leo Belmont - Złotowłosa czarownica z Glarus.djvu/63
Ta strona została przepisana.