Strona:Leo Belmont - Złotowłosa czarownica z Glarus.djvu/71

Ta strona została przepisana.

myśli, zwracając się do niej na „wy“, jako że delikatna sprawa, którą poruszył, zdawała się tego wymagać — rozumiem dobrze, że przyszliście do mnie, aby odebrać przed podróżą swój kapitał... Ale, prawdę mówiąc, nie byłem na to przygotowany — a choć taką sumkę mógłbym jakoś wyjąć z interesu, zawsze-ć, prawdę mówiąc, sprawiłoby mi to na razie kłopot...
Zarumieniła się.
— Ależ wcale nie, ojcze Steinmüller. Nie po to przyszłam. Mam trochę grosza na drogę. Zapiszecie sobie mój adres i przyślecie mi, kiedy będzie to wam dogodnie.
— Więc jak zapisać adres? Podszedł do kantorka, wziął tabliczkę i szyfer — czekał.
Nawiasem mówiąc, stary Steinmüller dumny był z tego, że potrafił pisać, co śród ludzi jego wieku i autoramentu nie było wówczas śród Szwajcarów rzeczą częstą. Ale Steinm]üller wyuczył się liter pod szpicrutą w nienawistnej służbie austrjackiej i zyskał tym sposobem śród swoich nielada szacunek. Bywało w latach młodszych, że dziewczynom wiejskim pisywał liściki miłosne, a zwłaszcza nieśmiałym kawalerom oświadczyny, których nie poważali się wyrazić ustnie.
Jeszcze coś wiązało Annę ze starym. Nie podając powodu, poprosiła go kiedyś, aby rozpisał listy do urzędów w Genewie i Ferney. iżby dowiedzieć się, czy nie mieszka tam niejaki Hans Lederli. Otrzymała odpowiedź, że był tam w istocie — zajmował się sztuką zegarmistrzowską, wybił się w swoim fachu i wyjechał pono do Anglji, poczem ślad po nim zaginął. Zawsze-ć