Nie ma za co dziękować zawczasu... No, Anno, idź spać — widzę, że ci się oczy kleją. A ja napiszę list do brata. Polecę cię gorąco... Da Bóg, wszystko będzie jeszcze dobrze!
Pastor powrócił z wycieczki zadumany głęboko i chmurny. Biorąc z pułki Biblję w tłomaczeniu Marcina Lutra, stanowiącą dlań lekturę ulubioną, zapowiedział żonie, iż dzień dzisiejszy poświęci studjom nad prawodawstwem Mojżesza. Znaczyło to tyle, że nikt nie powinien wchodzić do jego gabinetu przed nocą. Służba winna była pukać do drzwi zamkniętych i dopraszać się prawa wniesienia skromnej wieczerzy. Pani pastorowa szanowała przywileje pracy mężowskiej, wymawiającej sobie niezmącony spokój. Miała tedy czas absolutnie wolny aż do północy. Zaproponowała sąsiadom, aby nie opuścili świetnej uczty u burmistrzostwa, na której dnia tego miała zebrać się elita umysłowa Glarusu.
— Będę pilnowała Miggeli choćby do północy, gdyby zebranie miało się przedłużyć. Idźcie, zabawcie się, kochani państwo. Potrzebna wam rozrywka dla ukojenia wzburzonych nerwów. Zastąpię was godnie i z całego serca przy dziecku.
Tedy państwo Tschudi wyściskali Maryśkę i wyszli z domu...
∗ ∗
∗ |