Strona:Leo Belmont - Złotowłosa czarownica z Glarus.djvu/76

Ta strona została przepisana.

lek z domowej apteczki, usunęła drzazgi z paluszków — poczem dopiero zdecydowała się wysłać swoją kucharkę do burmistrzowstwa po doktorstwo z zaleceniem ostrożnego powiadomienia, iż „mała cokolwiek zasłabła“.

∗             ∗

Państwo Tschudi zasiedzieli się na ten raz do późna u burmistrzostwa. Proszony obiad przeobraził się niespodzianie w five o’clock i przeszedł niewidocznie w wieczorynkę. Panie grały w loteryjkę. Doktorowa, trzymająca bank, szczęśliwa z wielu kwintern, wygrywająca małe sumki, nadto upewniona, że nikt lepiej od niej nie wywołuje numerów — nie była zdolna opuścić stanowiska. Panowie grali w domino — rozprawiali o polityce, „o okropnościach Józefińskich reform, które, da Bóg, nie utorują sobie dróg do naszej zacnej Szwajcarji“...
Aptekarz, mający napad dobrego humoru, opowiadał cichaczem w dobranem męskim gronie odświeżone własnym dowcipem pikantne dykteryjki. Później zakomunikował zebranym, że w Glarus bawi przypadkiem w przejeździe do Rzymu znakomity doktór żydowski, Joszua Gotlieb, grzmiący sławą po szczęśliwem wykurowaniu Księcia Lotaryngji z choroby nieuleczalnej podług opinji chrześcijańskich medyków. Doktór Tschudi podniósł z tej okazji cały szereg kwestyj, związanych z charakterystyką misyjnych przeznaczeń Izraela, przyczem przełamując swoją małomówność — popisał się nietuzinkową wiedzą. Rozważano modną podówczas, a zawiłą kwestję: „dlaczego Pan Bóg, zamierzywszy