Całe miasto Glarus na początku jesieni tego pamiętnego roku 1781-go zostało głęboko poruszone, wyrwane niejako ze stanu błogiego odrętwienia. W domu czcigodnego doktora praw i sędziego trybunału, pana Ruodeli Fschudi, działy się dziwa. Ukochana córeczka doktorstwa, dziewięcioletnia Anita-Marjeta, słodkie stworzenie, kalekie od urodzenia — uległa wielokrotnie napadom dziwnej choroby. O tego rodzaju przejawach nie słyszano w Szwajcarji bodaj od czasu zajęcia jej ziem przez plemiona Helwetów w epoce Cezara. Przynajmniej najstarsi ludzie nie zapamiętali nic podobnego w całym kantonie.
Oto „Miggeli“ — takiem było spieszczone przez matkę imię małej — podlegała wymniotom, których rodzaj nie poddawał się żadnemu rozsądnemu tłumaczeniu. W misce, którą ustawiono przy łóżeczku małej, stale napastowanej przez torsje, pośród kleistej masy, stanowiącej niestrawione resztki pokarmów, odnajdywano raz po raz gwoździe żelazne, haftki, szpilki, igiełki, śrub-