Strona:Leo Belmont - Zbrodniarze.djvu/2

Ta strona została uwierzytelniona.
—   2   —

zwykłe. Ja sam z trudnością opieram się temu odruchowi uczucia. Ale tem bardziej musicie czuwać nad sobą...
„Nie waszą rzeczą, sędziowie, jest poprawiać prawa natury i prawa społeczne. Musicie pierwsi być im posłuszni, boć inaczej dalibyście przykład swawoli. Stoicie na straży wielkich zasad moralnych i nie wolno wam być krzewicielami chaosu.
„Pomyślcie tylko o tem, że zbrodnia, której dokonała podsądna, coraz częściej przenika w nasze życie domowe. Jeżeli wyrokiem waszym dacie folgę w danym wypadku, jutro i pojutrze znajdzie ona sto nowych powodów na swoje usprawiedliwienie. A w obliczu waszego rozgrzeszenia nie utrzyma się moralność społeczna. Społeczeństwo, które rozgrzesza dzieciobójstwo, jest społeczeństwem zgniłem. Państwo, pozbawiające się dobrowolnie obywateli, nie może istnieć.
„Nie zamykam bynajmniej oczu na to nieszczęście, którego ofiarą padła podsądna. Ale ohyda wynaturzenia instynktu macierzyńskiego przewyższa wszelaką inną ohydę. Matka powinna kochać swoje dziecię — bo takiem jest prawo natury. A nasze prawa są tylko potwierdzeniem tego prawa natury. Jednostki, które je depcą, muszą być odtrącone przez zdrową społeczność. Jeżeli zezwolicie zabijać życie w zaczątku — niewiadomo, gdzie będzie kres waszego zezwolenia... uprawnicie wszelkie zabójstwo! Dla tego litując się głęboko nad podsądną — jako człowiek posłuszny prawu, powiadam wam: ta kobieta jest winną.
„A nie mniej winnym od niej jest ten starzec, który pomógł jej do zbrodni. Ba! raczej jest winniejszym od niej. Bo jako człowiek wiekowy i doświadczony obowiązany był zatrzymać tę nieszczęśliwą nad przepaścią zbrodni. On natomiast pchnął ją w przepaść —