Strona:Leo Lipski - Niespokojni.djvu/181

Ta strona została uwierzytelniona.

mi — tak jak innym ludziom po dwudziestce — stępieć, zrozsądnieć, opanować się, skostnieć, czy jak się to tam nazywa.
Nie pozwól mi. Nie daj mi nigdy spokoju, bo spokój to śmierć. Nie daj.
Nie daj mi znormalnieć, bo to jest śmierć. Nie daj...”
Tak opadała coraz wolniej z rozmowy ze sobą do wyobrażeń, i potem niżej — do krajobrazów, i potem jeszcze niżej.
Stoi mały ołtarzyk. Przy nim jest klęcznik. W ołtarzyku, wśród polnych kwiatów, wisi fotografia Ewy. Ta sama, co u Emila na fortepianie. Na klęczniku Ewa, z oczami zwróconymi na Ewę, tę na fotografii, i mówi: — Nie daj, nie daj. — W tej chwili śmieje się i w tej chwili wzbija się rakieta. Przypłynęło skądś miasto, które jest lunaparkiem. Czarodzieje wskrzeszają umarłych, którzy odjeżdżają, leżąc, jeden obok drugiego, na ruchomej taśmie. U jednego zobaczyła erekcję. Stanisław. Cholera, dlaczego on? U Stanisława zobaczyła erekcję i wtedy druga rakieta wzbiła się w górę.
Miasto rozprysnęło się. Różne odcienie barwy fioletowej, zapadające się, na ich tle wędrująca ukośna, różowoperłowa barwa, niebo białe, jednolicie pochmurne, zapadanie się.
Opadając, dzieli się, jak komórka się dzieli; dzieląc się, odłącza się od siebie, powiela się jak przez dwa lustra, zaludnia się przestrzeń (?) rozpadłymi, z których każda jest taka sama w momencie podziału, a inna w chwilę potem. Każda szepce, krzyczy, mówi co innego, i mieszają się ich głosy, jak gwar tłumu. (... jeziora w górach, o... kurwa twoja w dupę... on jest przyjemny... zaraz, 2x + 4y bądź rozsądna...) Faluje, podnosi się, opada, podnosi się i opada, pieni się, gotuje, przypływa i odpływa, przypływa i odpływa, znów spokój. Czuje wieloma duszami, każda co innego, każda inaczej. Po-