Strona:Leo Lipski - Niespokojni.djvu/188

Ta strona została uwierzytelniona.

— Więcej nic sobie nie przypominasz?
— Nic.
Emil położył się na tapczanie.
— A teraz ja chciałam spytać o coś: co robi Janek?
— Nie przychodzi do ciebie więcej?
— Nie.
— Wiesz, że ja nie wiem, co on robi. Widziałem go z jakąś rudą dziewczyną na koncercie Hoffmana. Potem wygłupialiśmy się razem. Ta ruda dziewczyna — bardzo blada i ładna — szła o sto metrów przed nami i udawała prostytutkę. Starszy pan w futrze i meloniku krążył dookoła niej, a myśmy tak chodzili, że płoszyliśmy tego starszego pana, gdy ją chciał zaczepić. Stary był zrozpaczony.
— Tę rudą widziałam. Ale czy ty myślisz, że nie ma nic między Ewą i Jankiem?
— Nie... nie myślałem o tym.
Nagle ucieszył się. „Zresztą Ewa wszystko mi mówi”. Zaczerwienił się. „Czym bardziej przykre, tym dokładniej”.
— Ja też nie wiem. Tylko pytałam. Bo Janek jest świnia.
— Wiem o tym. Urocza świnia.
„A Ewa by to zrobiła z przyjemnością. To wszystko by było dla mnie wyjątkowo przykre. Nie wiem właściwie, dlaczego tego nie zrobili.“
Emil oparł się o poduszki. Na tapczanie można było leżeć we wszystkich kierunkach: kręcić się dookoła własnej osi w pozycji poziomej. Poprosił ją o papier, na którym napisał: — Poszukać w „Acta Psychologica” Szondi: „Analysis of Marriage” 38 r. (?)
— Czy to prawda, że jesteś taka dyskretna?
— Tak mówią.