Strona:Leo Lipski - Niespokojni.djvu/66

Ta strona została uwierzytelniona.

— Że ty nie możesz odgrywać tej roli, którą ja odgrywam.
— Nieprawda.
— Ja jeszcze nie skończyłem. Po prostu zmiana ról wytrąciła cię z równowagi. A ty byłeś raczej predestynowany do mojej roli. Gdyby było odwrotnie, to mielibyśmy również zmartwienie, ale odpowiadające naszym poprzednim stosunkom; łagodne zmartwienie.
Ciśnienie ustępowało jak powietrze z dziurawego balonu. Obaj odetchnęli głęboko.
— Co teraz będzie?
Janek uśmiechnął się i odpowiedział:
— Nic się nie zmieni. Będziemy się tak dalej spotykać jak dotychczas.
Oczywiście, że będą się spotykać, ale nie tak, jak dotychczas. To było skończone. Emil zaczął czarować, żeby choć odwrócić role.
Zachował dużo cech dziecinnych. Liczył tafle na chodniku. Bawił się, idąc ulicą, jak mu się nudziło, w kolej. (Sam był koleją). Przechodząc wzdłuż sztachet, przejeżdżał po nich patykiem, co robiło hałas, podobny do jadącego motocykla. Dawało mu to pewien nieskażony, świeży obraz świata, naturalnie, gdy chciał go użyć. (Suknia tej pani ma wysypkę — mówił, gdy widział suknię z wypukłym nieregularnym wzorem). Gdy był zdenerwowany, żuł liście. (Dostaniesz promienicy — ostrzegał go ojciec). Więc teraz żuł liście, bo był zdenerwowany.
— Co teraz będzie? — powtórzył. Po chwili: — Ja wiem, co teraz będzie. Dokładnie wiem. Ale nie chodzi o to. Ja pytam siebie, bo muszę się wewnętrznie urządzić jakoś i w żaden sposób nie mogę. Czy możesz mi coś powiedzieć o niej?

62