— Ale proszę... Czy oni nie będą chodzili gdzieś? Czy ja wiem.
— Raczej nie. Nie. Z każdą drobnostką tak latać. Zresztą oni mają nocnik. Szukałam okazji na szuku. Choć pan taką okazją znów nie jest.
Miałem stale wrażenie, może mylne, że oni tam, w tym pokoju z nocnikiem, podsłuchują, siedzą jak szczury, wąchają, ruszając czarnymi nosami, uważnie, cicho.
Nagle radio, w tym ich pokoju. Pani Cin podskoczyła. Zawołała:
— Edka, Eeeedka! Gdzie dzwonek?
Edka poruszył się ciężko, zmęczony. Powiedział:
— Coooo?
— Oni grają, grają, grają.
— Niech grają.
— Edka, włącz dzwonek. Kontakt. Włącz.
— To mi będzie przeszkadzał.
— Włąąąącz — syknęła pani Cin.
Westchnął i wstał.
— Gdzie dzwonek?
— Przecież ty sam...!
— Skąd?
— Jakie znowu „skąd”.
— Ty sam. Włącz dzwonek.
— Przecież szukam.
Znalazł. Włączył do kontaktu elektryczny mechanizm dzwonkowy, bez dzwonka. To powodowało tam, u nich, w pokoju z nocnikiem niezwykłe trzaski.
— Mają muzykę — uspokoiła się. Wyłączyli radio.
— To takie proste — powiedziała pani Cin nad terkotem — takie proste — powiedziała pani Cin nad terkotem — takie proste, włącza się tu, trzaska tam.
— To tyrczenie przeszkadza. Chcę czytać gazetę.