Strona:Leo Lipski - Piotruś.djvu/59

Ta strona została uwierzytelniona.

drzewach, które się zamykają na noc, i potem, wraz ze słonecznikiem i słońcem, i kaktusy najdziwniejsze i ammaryllis, w końcu się zmieniasz w ogród, tę gałązkę odchylasz, plewisz, żyjesz zupełnie innym życiem, nieprzeczuwalnym, tuż obok, wychodzisz jak zahypnotyzowany tamtym życiem, nie umiesz znaleźć równowagi, a gdy kwitnie śliwka lub wiśnia, to nawet nie odważasz się malować, zresztą na obrazie by gówno wyszło, chyba deformując drzewo, całkiem z bliska pod niewielkim powiększeniem. Tam znajdziesz krajobrazy fantastyczne, niebywałe, i nie możesz nawet malować dosłownie, i to jest niezwykle żyć życiem ogrodu.
Ja, na krawędzi nieistnienia i bytu, do którego sprowadzała mnie Batia wszystkim co robiła. Na przykład teraz, nago ryła we friżiderze, zapychała się śliwkami, jadła mięso, ser, wszystko to naraz. Podszedłem do niej, przypatrywałem się jak osobliwemu zwierzęciu i spytałem:
— Ilu kochanków miałaś?
Jak zbudzona ze snu:
— Cooo?
— Nic.
Dalej jadła mannę kaszę, kurczę, kompot, wszystko naraz.
— Czy ty masz naprawdę zamiar zostać malarką?
Przestała jeść, wyprostowała się, powiedziała:
— Naturalnie.
Ale potem pochyliła głowę:
— Chcę się uczyć. Wracając do ogrodu: maluję gałęzie, naśladuję Chińczyków, maluję mrówki, maluję piasek nadbrzeżny, maluję wszystkim co mam, nie tylko pędzlem, ale szminką, ciałem, piersiami, i uczę się. Najbardziej pociąga mnie struktura drzewa, z jego sękami, nieregularnościami. Zwłaszcza przekroje drzewa. Nie wiem, dlaczego drzewo. Struktura drzewa, jego powierzchnia chropowata a może gładka... Przypominasz sobie Siddharthę Hessego? Tam się wchodzi na drzewo, aby zsunąć się w orgazmie.
Wróciła do pokoju, położyła się, wąskie stopy, brzuch