Strona:Leo Lipski - Piotruś.djvu/61

Ta strona została uwierzytelniona.

Budzi się nagle:
— Czy jest ten Kon, u którego mieszkamy?
— Nie, nie, śpij.
— Na razie nie mogę. Czy wiesz do czego są podobne tyłki najlepiej zbudowanych kobiet?
— Nie. Absolutnie nie.
— Do tyłków perszeronów. Zauważ. Tylko do perszeronów. Prawda? Dlaczego tak jest?
— Śpij.
— Nie mogę. Napiłam się za dużo kawy i wzięłam nowidrynę.
— Dlaczego zażyłaś nowidrynę?
— Bo miałam spędzić noc no z jakimś.
— O zwierzętach w kibucu, wiesz, wszystkie wypróbowałam.
— Ile miałaś lat?
— Może czternaście. Lecz z ludźmi w kibucu jest nudno. Przychodzą z pola, są zmęczeni i zawsze tak samo. Zwłaszcza z chłopcami. Oni nie mają fantazji. Rano idą, kroczą wszyscy do swoich urzędów, z miną poważną, jakoby coś naprawdę chcieli zrobić. I wszyscy na pozór stają się urzędnikami, sędziami, radcami, nawet sprzątaczami ulic.
— A impotenci?
— Nie ma impotentów. Każdemu da się zrobić jakąś przyjemność. Czy polizać, czy pocałować, czy dać się pomacać, to nie jest byle co. To bardzo często decyduje.
Ona zapalała się.
— Bądź już spokojna. Jest trzecia.
— Dopiero trzecia?
— A co chcesz robić jutro?
— Jutro pojedziemy do Jerozolimy. Zobaczysz.
— Zobaczę. A pieniądze?
— Ty głupi. Za pieniądze ma się to, właśnie to.
— Wydaje mi się, że czasy prostytucji są czasami pokoju i ciszy. Kurwy i pokój — to ma przecież związek. Dobrze zorganizowane domy publiczne, to bardzo dużo.
Widocznie całkiem mnie nie słuchała.