Strona:Leo Lipski - Piotruś.djvu/64

Ta strona została uwierzytelniona.

zasłaniają widok na Terra Santa, na Wielką Jesziwę, na klasztory z air conditioning, na meczet Omara. Kamienność jest też w powietrzu, w budowlach okolonych sztachetami, z wejściami prawie zawsze bocznymi. (Jerozolima nie lubi się spoufalać). Blanki, gzymsy, wykusze, czasem mozaiki. I najdziwniejsze: stary Arab orze kawalątko ziemi pługiem drewnianym, w murach Dawida. Chamsin w Jerozolimie — Toledo w burzy El Greca. Przeraźliwie białe twarze młodzieńców i dzieci pejsatych. Wiatr.
Nieprzytomny. Sadza mnie pod leniwie chodzącym wentylatorem. Idzie na poszukiwanie gościa. Ja usypiam, budzę się, znów usypiam i znów budzę. To wszystko dzieje się w kawiarni „Vienna”. Już wieczór, jest pełnia.
Rabiny różnych świętych gór uciekli tutaj właśnie, grób Chrystusa, Golgota, Imka, w której jest basen kryty, wszystko to można zobaczyć za pięć groszy. I German Colony z dużymi drzewami i zapachem świerków, kobietę i osła, żołnierzy angielskich, rozdających prospekty religijne (chór ładnie śpiewa), szczury, kłapią zębami jak nieboszczycy, Batia wraca, ciągnąc gościa, jest coraz to bardziej pusto.
— Ty, mam dobre nowiny.
Niespodziewanie dla mnie samego:
— Dość mam tej szwendaniny. Ja chcę do mojego klozetu.
— Poczekaj. Będziesz miał ten swój ulubiony klozet i nawet trochę wolności, z którą nie będziesz wiedział co robić.
Nigdy nie patrzę na jej gości, więc i nie patrzyłem tym razem.
— Posłuchaj. Ten pan pracuje u Wysokiego Komisarza...
— Co może Wielki Komisarz mieć wspólnego...
— Poczekaj. Wytłumacz mu. Wszystko po kolei.
— Więc proszę mnie posłuchać — powiedział pan, macając Batię pod stołem. — Jak panu wiadomo, rząd Jego Królewskiej Mości potrzebuje chwilowo dolarów.