Strona:Leo Lipski - Piotruś.djvu/65

Ta strona została uwierzytelniona.

Następowało coś, czego absolutnie nie słyszałem. Dochodziły do mnie tylko brzęczące „dlatego... ponieważ... oraz... przy czym...” itd., i wniosek końcowy: „dlatego będziemy musieli wysłać panią Cin do...”.
— Więc twoja ciocia wyjeżdża?
— Jak widzisz.
— A co będzie...
— Zostaje Edka.
Wszystkie moje plany zawirowały nagle. Widzę tylko, jak Batia daje się typowi macać z lubością. Wpadam w pasję:
— Miłość przychodzi, miłość odchodzi.
— Jaka miłość?
— Niby wczoraj to.
— „To” nie ma nic wspólnego z uczuciem. Poza tym nie miłość przechodzi, tylko my.
Rozwarta szczelina. Nareszcie coś z niej. Zagadkowego.
— Ale czy pamiętasz, jak ja cię szorowałem wodą i mydłem? A potem ty mnie? Pamiętasz?
— Pamiętam. No to co?
Batia mówi zimno i uprzejmie:
— My, to znaczy ja i ten pan, odwieziemy cię na ulicę Chapu-Chapu 8. Oddaj mi moje dziesięć piastrów.