na latarnię. Zrobił to na złość sobie, bez przyjemności, na złość jej; wiedział, że ona czuje i wie, jak dalece nie sprawia mu to przyjemności.
Z rękami w kieszeni, patrząc w górę, ona mówi:
— No, dosyć komedii.
— Wszystko dotychczas było serią komedii.
— Tak, ale komedii dość nudnych. W tym miejscu całuje mnie już ósmy chłopak. Wracamy.
Więc wrócili. Szli obok siebie w milczeniu. To była z jej strony poza może, która się mogła stać decyzją na serio, albo decyzja na serio, która mogła przejść w pozę; to wszystko jedno zresztą. On wiedział o tym i myślał:
— Jednym jedynym słowem mogę zepsuć wszystko. Jeden ruch ręki i przegrałem. Wiem, że ona teraz pójdzie do domu, jeśli ja czegoś nie zrobię. I wtedy to, co jest teraz grą, stanie się nieodwołalnie naprawdę. To będzie pierwsza i ostatnia rzecz, która będzie „nią”. Czuł idealną pustkę w głowie, jak zwykle wtedy gdy zdawał sobie sprawę, że musi coś wymyślić.
W pewnym momencie ona stanęła i zdjęła kapelusz z głowy.
— Masz tu ten twój kapelusz.
Deszcz spływał jej strugami po twarzy.
— Nie musisz mnie odprowadzać...
Wtedy on odpowiedział najlepszym i najswobodniejszym ze swoich głosów:
— Możesz go już włożyć z powrotem. To było dobrze zagrane. Początek, to znaczy scena koło krat, była słabsza.
Błyskawica przeszła przez jej twarz... Wymówiła wolno, głosem uczennicy:
— Naprawdę, było dobrze zagrane?
Całował ją z ulgą w mokre wargi, w mokrą szyję, gdzie parowała skóra, gdzie była cieplejsza i bardziej sobą.
— Pójdziemy do mnie.
Skinęła głową.
Płynęli znów od latarni do latarni. „Nie wymyśliłem tego, co powiedziałem przed chwilą. Wytrysnęło ze mnie samo jak sperma. I to było jedyne zdanie, które należało powiedzieć; było niezamienne”.
W przedpokoju okazało się, że jest zupełnie przemoczona. Zdjęła szybko buty, potem suknię, którą wykręcali w łazience i rozwiesili na jakimś sznurze. Szczękała zębami, prychała, wycierając się ręcznikiem, w jego pantoflach wyglądała jak kot w butach. Była
Strona:Leo Lipski - Powrót.djvu/133
Ta strona została uwierzytelniona.