Krążył dłuższy czas pomiędzy fortepianem a oknem, jak sęp nad pustynią; nad pustynią, i nie mógł znaleźć żeru.
Poszedł do królikarni ojca, wziął jednego małego za uszy, patrzył w jego czerwone oczy, rzucił go, potem oglądał myszy, ale żadna mu się nie spodobała. Oglądał etykietki na flaszkach, pomyślał, że za pomocą tych środków może ze sobą wszystko zrobić (eukodal, meskalina, johimbina...), i ta myśl nie dała mu zadowolenia. Nie miał porywu do niczego i doszedł do błędnego wniosku, że jest skazany na tę noc. Więc położył się w piżamie (cały czas był w piżamie) i patrzył na sufit, przez który nie widać było gwiazd.
Po półgodzinie podniósł się i szwendał się znów wzdłuż ścian pięciu pokoi, aż doszedł do kuchni.
— Józia tu jest? Przecież Józia ma dziś wychodne. Józia to była 20-letnia pokojówka, z którą go łączyły prowadzone od czasu do czasu przyjemne rozmówki.
— Tak, ja jestem tu.
W kuchni paliło się maleńkie światło i kuchnia była pełna czerwonych błysków (mosiądz) i pełna niebieskich błysków (aluminium), i tam stały ułożone białe dyski, drżące w oczekiwaniu (drgała świeca), i tam w kącie magiczne puszki o dziwnym kształcie z magicznymi napisami, które były na pewno w sanskrycie. Imbryk sapał cicho, jak mała lokomotywa.
Jego zahamowana fantazja ruszyła naprzód, jak koń rusza z kopyta. Zobaczył, że Józia jest ubrana do wyjścia, ale siedzi na stołku i płacze.
— Czy wychodzisz gdzieś jeszcze?
To przejście z „Józia” i „pan” na „ty” odbywało się zawsze, gdy wiedzieli, że będą dłużej rozmawiać. Więc Józia płakała, a Emil zapytał:
— Chłopak?
W tej chwili wśród błysków i grzmotów, jak w chwili śmierci, przemknęła cała historia z Ewą i uspokoiło się wszystko.
Ona pokiwała głową w nieokreślonym i jednoznacznym kierunku. On usiadł, oglądał się z niepokojem wokoło i cała kuchnia pełna była błyskawic: światełek, gasnących i zapalających się, i ona wśród nich była jak czarownica.
— Dlaczego nie zapalisz lampy, tylko siedzisz przy świecy?
— Bo tak było na wsi. A ja teraz chcę, żeby tak jak dawniej.
„Ochronne cofanie się. Ona chce, żeby było tak jak dawniej, bo jej jest źle”.
Poczuł dla niej sympatię i pogłaskał ją po głowie.
Strona:Leo Lipski - Powrót.djvu/154
Ta strona została uwierzytelniona.