— Nie szalej, proszę, nie szalej. Możesz mieć kochanków oficerów polskich, angielskich, australijskich. Murzynów. Możesz robić anatomię porównawczą członków różnych narodów, to nawet ciekawe. Niepodobna nigdzie znaleźć, ale nie to... nie to.
— Ja do ciebie przyjechałam i widzę, noga wisi na ścianie. Brzydzę się tego, brzydzę. Może powiesisz na ścianie drewnianego. Cooo? Dlaczego nie odpowiadasz?
Po chwili:
— Ja wrócę do Polski, zabiorę dziecko.
— Nie zabierzesz dziecka.
— Pffi, dużo sobie z tego robię. Tam będą śluby cywilne. Bardziej mnie obchodzi, żeby dziecko rozróżniało jałowiec od kaktusa. I żeby znało słowa ozimina, krokiew, żuraw.
— Ty naumyślnie pleciesz „żuraw” i tam dalsze. Ja jestem miastowy. Nie ze wsi, jak ty. Dobrze, drewniana noga, niech sobie będzie, ale jak forsa też będzie? Nie szalej, nie szalej.
I tak dalej. Bez końca. Około pół do ósmej zaczęły się rozmowy sąsiadek przez okna i balkony.
— Mój Hans jeszcze nie miał stolca. Posłałam po lekarza.
— Tak, stękał całą noc.
— Wątroby nie mogłam dziś dostać.
— Pani jest słaba dziś, no rozumiem, skrobanka to nie jest zbyt przyjemne.
— Ta Lili spod trzeciego ma wcale ładnego kochanka. Taka zdzira, jak jej się wszystko udaje.
— Ja wiem, proszę pani, dlaczego jej się udaje. Przy sposobności.
— A, guten Tag, jak pani spała? Bo ja to miałam straszne sny. Że mnie ktoś gdzieś tak gniótł, przygniatał do ściany.
Naturalnie, spuszczanie bez przerwy wody. Już o dziesiątej spuszczanie stor.
Duże karaluchy, czarne błyskawice dnia. Niewiarygodna witalność. Szybkość. Odkryłem gniazdo pod rezerwuarem. Chciałem je zabić, ale nie umiałem. Wprowadzają w trans zabijania. Już z bliska widzisz, jak ruszają dużymi wąsami, jak chcesz nastąpić nogą, złapać rękami. Wszystko się w tobie gotuje. Tylko one wąsate, aerodynamiczne, z owłosionymi nogami, i błysk na plecach. Wiedzą, co się dzieje. I zawsze jakiś manewr, i do dziury. Wysuwają wąsy, triumfująco. Daremne by było wyrwać wąs. A zresztą to je diabeł.
Najdziwniejsze małe, poruszające się wolno kawałki ściany. Jak siedzieć w klozecie i swoje zrobić, to się tego nie zauważy. Dopiero po godzinach, dniach, to zdaje ci się. A jednak nie zdaje. I są. Małe, noszące ścianę na grzbiecie.
Strona:Leo Lipski - Powrót.djvu/216
Ta strona została uwierzytelniona.