Niestety dość szybko zaczynają się pojawiać napomknienia o wyjeździe Lewulisów. Początkowo prawdopodobnie chodziło o odwołanie Wacława Lewulisa z telawiwskiej placówki do Polski. W pewnym momencie przenoszą się do Hajfy i Lipski co jakiś czas tam pomieszkuje — wyraźnie łączy go zażyłość z całą rodziną, do matki Ireny zwraca się nawet „Mamusiu”. Później jednak decydują się na emigrację do Australii i to jest dla Lipskiego prawdziwy cios. Przez lata będzie jeszcze żył nadzieją, że się kiedyś zobaczą. Musiał nawet rozważać sprawę wyjazdu — zapewne z nią — do Polski, zachowała się bowiem depesza do Australii z pytaniem, czy może przyjąć nagrodę „Kultury” za Dzień i noc. Nadzieja się nie ziściła — nie zobaczyli się już nigdy.
Krakowska młodość, wojenna ucieczka na wschód, Lwów, sowieckie więzienie i nieoczekiwane zwolnienie, później łagry, Armia Andersa, choroba, kalectwo, Izrael — to są kolejne etapy biografii. I to było to, co musiał z siebie wyrzucić, „zwymiotować”, jak zapowiadał w pierwszym rozdziale Niespokojnych.
Po wyjeździe Lewulisów wiosną 1953 roku zaczął się najbardziej twórczy okres w życiu Lipskiego, do roku 1960 mniej więcej napisał wszystkie pozostałe utwory zamieszczone w niniejszej książce, oprócz Sarniego braciszka. Do „zwymiotowania” zostały: wybuch wojny, łagry, Armia Andersa, emigracja. Nie pisał ich w kolejności biograficznej, ale do 1959 roku stopniowo wypełniał ten plan, karmiąc swoją literacką kreację „oślinioną drogą Odysei”, jak nazwał swój los w Niespokojnych. Jedno tylko w nim tkwiło i nie dawało się wyrwać, wyrzucić na zewnątrz — śmierć ojca i brata.
Irena, której posyłał wszystko, co pisał, „nie była zachwycona” jego nowym stylem, wolała ten z Niespokojnych. Holcman również nie rozpieszczał go pochwałami i często wytykał megalomanię („Twój chwilami maniacki zachwyt nad sobą nie jest mi rzeczą przyjemną. Mam na myśli momenty książki, przy «których można wyskoczyć ze skóry» — chyba oślej. Nie znoszę tej samoegzaltacji”[1]). Ze stałych korespondentów — również Chmielowiec za każdym razem niemal, kiedy dostawał fragmenty prozy Lipskiego, odpisywał, że mu się nie podobają; zmieniało się to dopiero
- ↑ List Jana Holcmana do Leo Lipskiego z 24 września 1950 roku, Nowy Jork (Archiwum Emigracji).