Strona:Leo Lipski - Powrót.djvu/255

Ta strona została uwierzytelniona.

To pytanie było skierowane do mnie. Jakby mnie oskarżał.
— A histeria? Po prostu wyszła z mody. Zostaje Todestrieb, śmierć. Śmierć nie wyszła z mody. Jeszcze się ją upiększa. I gdy pan pójdzie do jakiejś prostytutki, zobaczy pan, jak się to szybko załatwia. Człowiek, czterdzieści lat temu, mógł przyjść do burdelu, i pomaleńku. Szybkość jest w ogóle straszną rzeczą. Nie tylko w seksie. Tylko cyklotymia zna złoty środek. To schizotymicy nadają tempo. I potem zostają internowani. A czy zauważył pan taką drobnostkę jak skala głosu?
— Nie całkiem.
— Otóż dziś tylko jazzowy alt. Dawniej panowała era sopranu. Gdy dziewczyna śpiewała altem, mówiono, że nie ma głosu.
Doktor wyciągnął się wygodnie, kładąc nogi na stół. Chwila milczenia. Obserwuję. Typowy leptosomik, schizoid. I doktor dodał zduszonym szeptem:
— Przecież Bóg, sam Bóg jest schizofrenikiem.
Wizyta skończona. Wyprowadza mnie z gabinetu.
— A teraz ośmielam się polecić pewnego optyka na Allenby. On reguluje patrzenie, nie zawsze poprawnie.
— Mam wzrok całkiem dobry, doktorze.
— To nic nie szkodzi. Niech pan tam przy sposobności zajdzie. Do widzenia.

4

Na razie poszedłem do domu, namyślając się nad tym, co mówił mi doktor. Była pierwsza. Wchodzę cicho na schody i słyszę, że pokój, mimo że wchodziłem cicho, zaczyna złośliwie wymiotować. Schodzę na dół.
Na samym dole paliła się jeszcze mała lampka u sąsiada, chorego na raka. Był to miły, wykształcony, starszy człowiek. Pomyślałem sobie, że może u niego posiedzę, aż temu na górze przejdzie. Wchodzę. Mówię dobry wieczór. Ma żółtaczkę, która nie ustępuje. Skóra jest pokryta ranami. Tak się drapie. Jeszcze czuwa. Czyta książkę: Nietzschego. Łapię go na zdaniu: „Rozkazuję wam zgubić mnie, a odnaleźć siebie; i dopiero, gdy zapomnicie o mnie, wrócę do was”.
— Moja żona jeszcze nie wróciła. Jest u dzieci. Może tam zostanie na noc.
— A pan jak się ma?
Chwilę drapie się w milczeniu.