Icek orał i modlił się, i uczył się. Gdyby nie jego żona, to cała karczma by zmarniała. Żona była w blond peruce, życzliwa, usłużna i poddana losowi. Nie mieli dzieci. Mąż jej jeździł z nią do wielu cadyków, ale nie pomogli.
Lubiła bardzo, gdy pełno było w karczmie. Wtedy czuła się ożywiona, wyrwana ze snu. Latała rozgorączkowana, oczy błyszczące, niebieskie. Do pomocy miała Józię. Zapisywała na kredę. Kupowała ryby za wódkę. Czuła się lubiana. Nawet pożądana przy swoich trzydziestu latach. Miała już dość awantur z żonami, które przychodziły ją sprać po pysku. Gdy była chora, z drugiej strony izby komenderowała Józką. Inaczej umarliby z głodu. Ale lubiła żyć na swój nieśmiały sposób i widziała życie, które wieczorem przepływało przez karczmę. Miała dwa pokoje dla noclegów. Więc tak: Sara i Icek.
Jarmark był tylko dwa razy do roku. Już o trzeciej rano wozy z odległych wsi. Stragany. Z piernikami, manufakturą, nasionami, masłem, pieczywem, glinianymi garnkami, zabawkami, naczyniem, wstążkami i koralami. Cygan podkuwał konie. Sprzedawano konie, bydło, drób. Były duże, poważne, gospodarskie interesy i małe zakupy — domowe, kobiece, dziecinne.
Dzieci były prawie zawsze na jarmarku, bez względu na pogodę. Magicy łykali ogień, stawali na rękach i chodzili. Potem pokazywali blaszkę, która umieszczona na języku pozwala wydawać piski. Z wypłowiałego cylindra wyciągali różne przedmioty, w końcu królik albo para gołębi. Cyganki: — Powróżyć, powróżyć. Katarynka i onanizująca się małpa: — Obezjan-pawian, sam siebie żena, na bok starzy, niech dzieci też popatrzają.
Małpa wyciągała przepowiednie: — Ciemnego blondyna się strzeż. Daleka podróż. Mała nieprzyjemność. List od nieznajomego. Nieszczęście, a potem złagodzenie.
Budy. Kobieta brodata bez tułowia. W ciemnicy czary-mary. Oberwaniec zamawia różę. Skutecznie.
Tak, tłum wielki, budy szewców, łowiący szczury przy pomocy sowy, skupujący skórki kocie, rejwach okropny. Wszelkie relikwie, kostka św. Genowefy, a leki pod masłem. Chłopi pili kwas u Żydówki, ale to już była inna Żydówka. Czosnek w spirytusie, cebula żółciopędna, igły cisu porażające serce. I dawna legenda o stroju bobrowym (Castoreum). Miłek (herba Adonis vernalis).
Kościółek św. Wita, drewniany. Mała kolejka spowiadających się. Z drugiej strony cerkiew. I ciężkie wzdychanie. W zimie drogi są zawiane, w jesieni i na wiosnę wsie są odcięte bagnami. Ko-
Strona:Leo Lipski - Powrót.djvu/270
Ta strona została uwierzytelniona.