W kościele organy grały. To już stwarzało nastrój pokory. Potem chór chłopskich dzieci. I klęczki. Jedno da się stwierdzić, że w kościele było chłodno. I proboszcz, suchy, ostry, miał mowy bardzo wzruszające. A czasem ograniczał się do kilku zdań skierowanych w powietrze. Ale winny już się pilnował.
Ola bawiła się namiętnie. Tak jak robiła wszystko. Była dzika, chodziła po drzewach, jeździła łódką, rwała owoce, bawiła się w życie, a zwłaszcza bawiła się Marysią, która przyniosła psy. Marysia była potulna, więc denerwowała. Musiała udawać psa.
— Siedź. No, siedź.
I Marysia siadała na ziemi. Dostała kataru pęcherza. Musiała szczekać.
— Siedź, aż tu przyjdę.
I odbywała dalekie spacery. Sprawiało jej radość, że Marysia będzie na pewno siedzieć jak pies, aż ona wróci.
— Służ.
Gdy Marysia protestowała:
— Nie będziemy się z tobą bawić. Idź sobie.
Przy czym była pewna, że Marysia nie pójdzie.
— Jakbyś połknęła dżdżownicę, to się będziemy bawić.
Marysia połknęła.
— Skocz ze stodoły, to się będziemy bawić.
Marysia skoczyła.
— Przepłyń kawałek Jasnoczki.
Olę niepokoiły zakopane psy.
— Będziemy się bawić, że ja zakopię ciebie na noc. I zobaczymy.
Ale nie potrafiła wykopać tak dużej dziury, mimo piasku, więc wykopała mniejszą.
— Udawaj piesków. Za to zrobię z ciebie Pana Jezusa i Wszystkich Świętych. Pod topolą.
I zaczęła się teatralnie modlić:
— Panie Jezusku, zamień się w Marysię, bo ona udaje pieski.
Przepłynęło stado kaczek.
— No, w co się będziemy bawić.
— Nie denerwuj. Ja jestem mała dziewczynka.
Czasem Ola bawiła się sama sobą. Chciała wiedzieć, jak to jest być ślepym. Kazała się Marysi prowadzić. Czasem używała kija. Macała, co jest przed nią. Chciała wiedzieć, jak się jest kulawym. Przez cale dnie kulała. Matka niepokoiła się.
Umiała już czytać. Nauczyła się niespodzianie wszystkich świętych, rozkładu jazdy, taryfy pocztowej. Umiała na pamięć i bez trudu. Nie zdawała sobie z tego sprawy, aż matka ją przyłapała. Bez
Strona:Leo Lipski - Powrót.djvu/272
Ta strona została uwierzytelniona.