Strona:Leo Lipski - Powrót.djvu/28

Ta strona została uwierzytelniona.

Chętniej natomiast podejmowała się prowadzenia korespondencji oraz korekty wydawniczej. To jej „zasługa”, że w wydaniu Waadi z lat dziewięćdziesiątych znikają dedykacja „Dla Bibika” oraz tytuły bajek Ireny Lewulis, które Ewa opowiada umierającemu Pawłowi[1]. Zamiast tego pojawiły się tytuły powszechnie znanych bajek. W obecnym wydaniu przywracamy wersję pierwotną za wydaniem paryskim i lubelskim. Znane bajki niewątpliwie tworzą bardziej czytelny punkt odniesienia, ale w takim sygnale miłości i tęsknoty przesłanym zza bariery czasu i przestrzeni jest może większa siła.

* * *

Pozostało mi jeszcze opowiedzieć o śmierci Leo Lipskiego, bo chociaż nie mogę twierdzić, że byłam jej świadkiem, to jednak ja podpisywałam dokumenty pogotowia będące podstawą do sporządzenia aktu zgonu.

5 lipca 1997 roku wieczorem zadzwoniła Łucja z informacją, że Lipski zachorował. 6 znowu z nią rozmawiałam i mówiła, że już jest lepiej. 7 rano obudził mnie jej telefon, żebym natychmiast przyjechała, bo Lipski jest bardzo chory, dzwoniła po pogotowie i chciałaby, żebym pojechała z nimi do szpitala. Pomyślałam, że liczy, iż obecność dyplomaty ułatwi szpitalne procedury. Czekała na mnie na klatce schodowej. Lipski jak zwykle leżał w swoim łóżku, ale wyglądał inaczej. Miał bladoziemistą twarz i w sposób trudny do określenia nie był do siebie podobny. Poza tym leżał odkryty, zupełnie nagi. Łucja nie zwracała na to uwagi, powiedziała, że zasnął, i wprowadziła mnie do sąsiedniego pokoju. Opowiadała, że był lekarz, mówił, że Leo ma zapalenie płuc, ale wczoraj już czuł się zupełnie dobrze i nagle w nocy gorzej. Pogotowie nie przyjeżdżało, poprosiła mnie, żebym zadzwoniła, by sprawdzić, co się dzieje. Okazało się, że nie było wcześniejszego zgłoszenia, ale już wysyłają karetkę. Łucja weszła do Leo i powiedziała, że pogotowie zaraz będzie, Leo nie reagował, zaczęła wołać głośniej Leo! Leo! Następnie, potrząsając nim, wołała: On nie żyje! Przestawiała bezładnie lekarstwa na stoliku i półce nad łóżkiem, powtarzając: To niemożliwe! On musiał coś wziąć! Wreszcie pojawiło się pogotowie.

  1. Różnicę w kolejnych wydaniach zauważyła wspomniana już doktorantka, Lidia Koszkało.