Ta strona została uwierzytelniona.
Łucja opadła na fotel, schowała twarz w dłoniach. Za moment weszła ekipa pogotowia, by wypełnić konieczne dokumenty. Łucja nie drgnęła i nie odpowiadała na żadne pytania. Podałam miejsce i datę urodzenia — za trzy dni skończyłby osiemdziesiąt lat, więc pamiętałam. Podpisałam.
Czy nie rozumiesz Ty, który rozumiesz tak wiele, że tak jak życie tkwi w wieczności, tak sam trud pisania decyduje (nie zawsze) o dobrym pisaniu, komponowaniu, malowaniu — pisał do Chmielowca w styczniu 1954. — Tylko nieliczne przykłady znam, którym by wyliczone rzeczy szły łatwo. Np. Mozart. Ten komponował łatwo, bajecznie łatwo, dla mnie — za łatwo. Busoni pisze o nim, że grzeje, lecz nigdy nie przypieka; Busoni, największy jego wielbiciel i najdoskonalszy podobno wykonawca. Zapewniam Cię, że Flaubert nigdy by nie napisał Madame Bovary, gdyby pisał łatwo. Może T[omasz] Mann pisze po długich latach wreszcie łatwo. Może Rimbaud pisał łatwo. Jestem przekonany, że Jarry pisał łatwo. Ale w zasadzie wszelka twórczość oznacza dla mnie jedno: zmaganie się z materią, z materiałem. To się nie da tak krótko powiedzieć[1]
.
Lipski świetnie rozumiał, jaką drogę przeszedł w tym zmaganiu się z materią. Pokonało go samo życie, co zresztą przewidział w finale Piotrusia — że „wejdą zwierzęta do twojego pokoju i siądą na tobie spokojnie, jak na kamieniu i ziemi”.
Agnieszka Maciejowska
- ↑ List Leo Lipskiego do Michała Chmielowca z 22 stycznia 1954 roku (Archiwum Emigracji).