Strona:Leo Lipski - Powrót.djvu/44

Ta strona została uwierzytelniona.
38Leo Lipski, Niespokojni

No... zresztą nie będę prawiła komplementów, bo jesteś dostatecznie zarozumiały. Gdzie są moje roentgeny? Chyba nie chcesz, abym musiała się zgrywać na panią Chauchat?
— Przyniosłem je.
— Dobrze. Teraz powiedz, dlaczego jesteś zły?
— Bo on cię...
— ...ma — dokończyła ona i zaczęła się śmiać. — Kto mię ma? Kto mię w ogóle może mieć?
Chwilę kiwała nogą, tą ze złotym łańcuszkiem.
Z konwencjonalno-fizjologicznego punktu widzenia to on mię miał pewną ilość razy. Powiedz lepiej...
Emil tego już nie słyszał. Krew zaczęła mu napływać do głowy, podobnie jak pewnego razu w szkole, przed wielu laty, podczas historii z zadaniem o albatrosach.
Wtem otworzyły się drzwi. W drzwiach stała Ela. Krystyna powiedziała:
— Wejdź.
Ale ona nie weszła. Miała szeroko otwarte oczy.
Odnajdywała go wszędzie i ciągle, ze zwierzęcą, jasnowidzącą pewnością. Tropiła go jak pies, chodziła za nim jak lunatyczka. Krystyna powtórzyła:
— Wejdź.
Ale ona nie weszła.
Emil, nie patrząc na Elę, bo bał się jej wzroku:
— Chcę cię dzisiaj widzieć.
— Wiesz, że to niemożliwe.
— Bardzo chcę.
— Nie bądź śmieszny. Jest mi przykro, gdy się wygłupiasz.
— Chcę.
— Możesz chcieć.
Wstał i wyszedł z pokoju, omijając Elę szerokim łukiem.

Na czterech fortepianach, w czterech krańcach pensjonatu, ćwiczyli uczniowie Finsena. Książę gruziński o ukośnych oczach grał początek Wallensteinowskiej na przyjemnym bechsteinie, wśród dymu papierosów; był giętki, wysoki, trzydziestoletni. Z wściekłością wypracowywał i wyrzeźbiał precyzyjnie trzynaście pierwszych taktów, dokładność akcentów, tętniący, ukryty, zduszony rytm.
Emil stał za dużą palmą i oglądał księcia. Wczoraj siedzieli do późna w nocy i rozmawiali o muzyce, o pianistach, o Paryżu. Ksią-