słońca. To był kretynek, niedorozwinięty, ślina sączyła mu się z kącików ust, duża głowa chwiała mu się jak wahadło od zegara. Potem skrobał się w łydki (nosił krótkie spodenki).
Ewa spała zawsze na wznak, z głową odrzuconą w tył, bez poduszki, z prawą ręką założoną pod głowę. Była to pozycja częściowo odpowiadająca jej charakterowi, częściowo świadomie i rozmyślnie utrzymywana: chciała być prosta i udawało się to jej. Nie spała nigdy skurczona, nigdy na boku. Gdy była chora, leżała na brzuchu, rozkrzyżowana; czasem, gdy miała miesiączkę.
Chociaż bardzo lubiła leżeć w łóżku, wstawała od razu i buch do łazienki. Zimna woda była codziennym potwierdzeniem jej „chcę”. (Jej „chcę” to było bardzo dużo; jej „nie chcę” jeszcze więcej). Naga pod tuszem. Nieco chorobliwie dokładne mycie genitaliów. Przegląd przed lustrem: „Urosłam, nogi w kostkach nie zmienią się chyba, mogę nosić obcisły sweter, czy zacząć malować wargi?”. Wraca do pokoju. Potem budzi młodszą siostrę Lizę:
— Wstawaj do szkoły!
Tamta jest ciężka i śpiąca.
Józio zamyka oczy i beczy. Ewa staje przy oknie. Do mamy Józia przychodzą codziennie gówniarze. Drażnią ją. Pytają:
— Józio idzie do szkoły? Czy Józio dziś idzie do szkoły?
Mama zaczyna rzucać garnkami:
— On jest jeszcze za mały — krzyczy — mój Józio najmilszy.
To się powtarza.
Ewa wkłada mechanicznie dziecinny pierścionek z małym czerwonym kamyczkiem i łańcuszek z serduszkiem z korala. Otwiera okno; powietrze, zapach wilgotnej ziemi, wiatr znad rzeki.
Śniadanie z otwartym zeszytem: matematyka.
W sypialni wspaniała awantura. Wolne crescendo. Mama coś wmawia ojcu. Łóżko trzeszczy, ma się wrażenie, że lada chwila pękną. Sypialnia gotuje się.
„ax2 — ax + 1... ona jest stara i gruba i on ją kocha. Na szczęście ja jestem podobna do niego”.
Ubiera się, bierze teczkę. Nagle blednie. Otwiera drzwi od sypialni i krzyczy autentycznym głosem przekupki:
— Stulić mordy!
Chwila ciszy. Oni rzucają się na nią. Ona jest już na schodach. Idzie do szkoły.
W gimnazjum uczyła się bardzo dobrze z tym samym uporem i nerwową przesadą, która cechowała jej mycie się. Z matematyką
Strona:Leo Lipski - Powrót.djvu/79
Ta strona została uwierzytelniona.
W cieniu Sokratesa73