Strona:Leo Lipski - Powrót.djvu/91

Ta strona została uwierzytelniona.
Już utonął...85

Tutaj powstaje trudność psychologiczna:

1.  Jednostki, obdarzone łatwością przyswajania sobie wiadomości, są rzadko zdolne do samodzielnej pracy.
2.  Ten, który dociera do celu, jest zmęczony i ogłupiony uczeniem się. Tak, ogłupiony. Przy psychologii szanse zdolnych jednostek są większe, bo psychologia znajduje się ciągle jeszcze w stadium rozwoju, w którym znajdowała się fizyka w epoce Galileusza. (Ma też mało szans na rozwój w głąb).

Więc odpada droga kreta.
(Porównanie z kretem jest też słuszne dlatego, że specjalizacja w poszczególnych naukach idzie tak daleko, że tylko nieliczni uczeni wiedzą, co dzieje się w spokrewnionych dziedzinach).
Teraz widać, dlaczego takie nauki, jak psychologia, nazwałem płytkimi. Każdy, kto tylko posiada odpowiednią głowę, może zacząć kopać swój własny — mniej lub więcej głęboki — dołek. Ja też”.
Po trzecim spotkaniu z Ewą Emil zapisał:
„EWA. Przykuta do ziemi, pachnąca ziemią, dzika, kłuje szpilkami i słowami, wpada w otępienie, potworne humory, pierwotna i skomplikowana, podczas miesiączki mówi: jestem nią przybita do siebie, jest związana, potem płonie jak drzewo w tlenie, słowem środek wybuchowy, chce wiedzieć, boi się pociągów, chce się palić, jest żarłoczna”.


Już utonął...

Jest miasto kręcące się, bełkocące. Niżej, w ciemności, są parki. Na samym dnie siedzą, wypici przez mrok, Emil i Ewa; w odległości pół metra od siebie. Bliżej ona drapała. Wokoło chodzą uważnie strażniczki cienia — prostytutki. Nie mają twarzy, wyżarła je ciemność. Tylko kształty przesuwają się wolno, schodzą i rozchodzą w milczeniu.
W intensywnej czerni całują się dwa papierosy. Jeden rozpalił się prawie do białości. Potem opadł i zaczął się tlić. Drugi też opadł. Rozstawione daleko od siebie. Na zgaśnięciu. Wtem oba podniosły się w górę i przybrały wygląd pulsujących oczu, z których raz jedno, raz drugie jaśnieje. Jedno oko tak zbielało, że aż zgasło. Potem drugie, ale powoli, w zamyśleniu.
Wstał z ławki i popatrzył na jej kolana, tak jak patrzy dziecko na glistę w ogrodzie. Z ciekawością bezosobową.