Strona:Leon Sobociński - I koń by zapłakał.djvu/40

Ta strona została uwierzytelniona.
„Burżuj“.

Był sobie pracowity człeczyna profesor kaligrafji, pan Rondo. Ilekroć widziało się go przy tablicy, gdy drżącą ręką kreślił sentencje kaligraficzne „Praca wzbogaca“ to rzekłbyś, że ten męczennik głębokiej wiedzy przeżywa istotnie cały proces tej ciężkiej pracy, że pisząc to, zdaje sobie sprawę, jak wielkim czynnikiem rozwojowym w życiu jednostki i społeczeństwa jest ta powszechnie nielubiana praca.
Poprawiwszy na nosie okulary i obejrzawszy przedtym troskliwym okiem klasę, czy gdzie który zbytnik nie psoci się, surowym spojrzeniem ukróciwszy menażerję niesforną — powoli z namaszczeniem, jak gdyby od napisania tej sentencji o pracy zależało zbawienie jego duszv, kreśli białe, rzeźbione litery na czarnym tle tablicy.
Odsapnął wreszcie pan Rondo, obtarł pot z czoła, zatarł z zadowoleniem ręce, bowiem dokonał istnego arcydzieła kaligrafji.
I gdyby ta sentencja o pracy kryła w sobie prawdę życiową, to p. Rondo dziś byłby bardzo bogatym, tyle wysiłku, mozołu, naprężenia kosztowało go wyrzeźbienie na tablicy aforyzmu.
Niestety aforyzmy mają to do siebie, że są bardzo piękne, ale nie zawierają w sobie praktycznej treści. Pan Rondo pisał ciągle „praca — wzbogaca“, a choć pracował niby wół, gołym pozostał jak pasternak.
Dusza, szybująca na wyżynach, ikarowymi loty sięgająca szczytów podniebnych, choćby tym szczytem miała być kaligrafja, nigdy nie ulegnie nęcącej sile cielca złotego. To też choć fala strajkowa zalała kraj cały, on nie upomniał się o podwyżkę, najwyżej tylko ukracał swoje wymagania, odmawiając sobie wszystkiego, co mogło być zbytkiem, aby tylko dzieciom nie zbywało na niczym.