Strona:Leon Sobociński - I koń by zapłakał.djvu/43

Ta strona została uwierzytelniona.

„Towarzysze, i ty bezrobotny proletarjacie — ryknie na cały głos mówca ochrypły. Żarłoczny paskarz ssie soki i krew ludu. Na szubienicę z nimi, na gałąź, niech żyje siła ludu pracującego!
— Precz! Na szubienicę! Niech żyje równe, proporcjonalne upaństwowienie zdrowego rozsądku!
Wyczerpała się cierpliwość p. Rondy, wszedł na trybunę i rzecze:
— Bracia, słuszne są wasze żądania upaństwowienia rozsądku, słuszne wasze oburzenie na paskarzy!
— Dobrze gada!!
— Niech żyje!
— Zważcie jednak do czego doprowadzi samowolne wymierzanie sprawiedliwości, metody walki...
— Precz z nim! Burżuj! Na gałąź. — Widzita go, parobek paskarski. —
— Ja go znam, krzyknie na cały głos sąsiad p. Rondy, to jenteligent zatracony.
— Precz z nim — jak głuche echo bezmyślnie powtórzył tłum zebranych!


∗                              ∗

Pan Rondo szedł do domu i rozmyślał.
Poco właściwie się wtrącałem? Miał nawet wyrzuty sumienia, że głos zabrał. — Byli biedniejsi odemnie, miara ich cierpliwości się przebrała. Cóż dziwnego?
Jestem przecież bogatszy od nich, domagali się jakiegoś tam upaństwowienia z którego nie mógłbym korzystać. Możliwe, że jestem... burżujem!