Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom I.djvu/115

Ta strona została skorygowana.

Kiti spostrzegła go w jednej chwili swemi bystremi oczyma i zauważyła nawet, że Wroński przypatruje się jej.
— Może jeszcze przetańczymy jeden tur? Czy pani nie bardzo znużona? — zapytał Korsuński, czując się trochę znużonym.
— Nie, dziękuję panu bardzo!
— Dokąd każe mi się pani odprowadzić?
— Zdaje się, że i Karenina jest tutaj... niech mnie pan będzie łaskaw doprowadzić do niej.
— Służę pani.
I Korsuński skierował się w tempie walca wprost ku towarzystwu, zajmującemu lewy róg sali, powtarzając co chwila: pardon, mesdames, pardon, pardon mesdames i lawirując po morzu koronek, tiulu i wstążek tak zręcznie, że nie potrącił nikogo i o nic nie zawadził, okręcił z taką siłą swą damę, że dały się widzieć jej cienkie nóżki w ażurowych pończoszkach, a tren rozwiał się w kształcie wachlarza i owinął się około kolan Kriwina. Korsuński skłonił się, wyprostował i podał rękę Kiti, chcąc ją zaprowadzić do Anny Arkadjewny. Kiti zarumieniona cała, zdjęła tren z kolan Kriwina, i czując lekki zawrót głowy, obejrzała się, szukając oczyma Anny. Anna była nie w liliowej, jak sobie tego koniecznie życzyła Kiti, lecz w czarnej, wyciętej aksamitnej sukni, odsłaniającej jej toczone, jakby ze słoniowej kości, pełne ramiona, piersi i okrągłe ręce z cienką i drobną dłonią; cała suknia była obszyta weneckim haftem. Na głowę, na czarne własne swe włosy, Anna włożyła maleńką girlandę z niezapominajek i drugą taką samą miała na czarnej wstążce w pasie między białemi koronkami. Uczesania nie było widać: widać było tylko małe pierścienie wijących się włosów, których Anna nigdy nie mogła ułożyć sobie na tyle głowy i na skroniach; sznur pereł zdobił jej silnie rozwiniętą, toczoną szyję.
Kiti widywała Annę codziennie, była w niej zakochaną i zawsze wyobrażała ją sobie w liliowej sukni; lecz obecnie