Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom I.djvu/118

Ta strona została skorygowana.

Lewin podobał mu się nadzwyczajnie. Lecz Kiti, co prawda, nie liczyła na kontredansa, oczekiwała za to z niepokojem mazura, gdyż była pewną, że podczas mazura rozstrzygnie się wszystko. Chociaż Wroński podczas kontredansa nie prosił ją o mazura, Kiti jednak była zupełnie spokojną, gdyż spodziewała się, że dzisiaj tak samo będzie tańczyła z Wrońskim, jak i na wszystkich innych balach, odmówiła zatem pięciu młodym ludziom, którzy ją prosili, mówiąc, że mazura przyrzekła już komu innemu. Aż do ostatniego kontredansa cały bal wydawał się Kiti czarodziejskim snem, pełnym uroczystych kwiatów i wdzięków; nie tańczyła tylko wtedy, gdy czuła się zanadto zmęczoną i gdy musiała już koniecznie odpocząć. Lecz tańcząc ostatniego kontredansa z jednym z młodych ludzi, którego towarzystwo nudziło ją, a któremu odmówić nie mogła, wypadło jej tańczyć vis-à-vis z Anną i z Wrońskim. Od samego początku balu Kiti nie miała sposobności zbliżyć się do Anny, i raptem, podczas tego kontredansa, Anna znowu wydała się jej zupełnie inną, gdyż Kiti zauważyła w niej znany sobie dobrze rys pewnego podniecenia, wywołanego powodzeniem. Kiti widziała, że Anna upiła się winem zachwytu, który powszechnie wzbudzała sobą. Kiti znała ten stan i jego oznaki, i zauważyła je w Annie, widziała drżący, wzniecający się w jej oczach blask i uśmiech szczęścia i podniecenia, pomimo woli igrający na ustach Anny, i gracyę, pewność i lekkość jej ruchów. — „Kto?“ — zapytywała siebie. — „Wszyscy, czy tylko jeden?“ — i nie dopomagając w rozmowie męczącemu się młodzieńcowi, z którym tańczyła, a który zgubiwszy wątek rozmowy, nie umiał nawiązać go na nowo, Kiti wesoło na pozór poddawała się rozkazom Korsuńskiego, wiążącego tańczące pary to w chaîne, to znów w grand ronde, przypatrywała się jednak bacznie wszystkiemu i coraz ciężej i ciężej robiło się jej na sercu. „Nie, to nie zachwyt, wywołany w tłumie, upoił ją, ale zachwyt wzbudzony w jednym. A tym jednym czyżby on miał być?“ Za każdym razem, gdy Wroński rozmawiał