I Mikołaj zaczął opowiadać swe nieporozumienia z nowemi instytucjami.
Konstanty słuchał brata i to namiętne zaprzeczanie wszelkiego pożytku nowym instytucyom raziło go obecnie w ustach Mikołaja, choć sam również miał takie poglądy i nieraz wypowiadał je głośno.
— Zrozumiemy to wszystko na tamtym świecie — rzekł żartem.
— Na tamtym świecie? Ach, jak ja nie lubię tamtego świata! Nie lubię — rzekł, zatrzymując przestraszone, pełne dzikiego wyrazu oczy na obliczu brata. — Napozór zdaje się, że byłoby dobrze uciec raz od wszystkich tych przekupstw, plątaniu, podłości i swoich i cudzych, lecz lękam się śmierci, lękam się jej strasznie. — Dreszcz przeszedł Mikołaja. — Ale czemu nie pijesz? Może szampańskiego? a może pojedziemy gdziebądż? Jedźmy do cyganów! Polubiłem bardzo cyganów i ruskie pieśni.
Język zaczął mu się plątać i Mikołaj sam już nie wiedział, co mówił.
Konstanty z pomocą Maszy z trudnością namówili go, aby nigdzie nie jechał już dzisiaj i położyli go do łóżka zupełnie pijanego.
Masza obiecała Konstantemu, że napisze do niego w razie potrzeby, i że będzie namawiała Mikołaja, aby zamieszkał na stałe przy bracie.
Na drugi dzień rano Konstanty Lewin wyjechał z Moskwy i wieczorem przyjechał do domu. Podczas drogi rozmawiał sąsiadami o polityce, o nowych kolejach, i również jak w Moskwie odczuwał na sobie wpływ dziwnego zagmatwania pojęć, niezadowolenia z siebie samego i nieokreślonego wstydu; lecz, gdy wyszedł na swej stacyi z wagonu, gdy ujrzał krzywego furmana Ignata z podniesionym kołnie-