Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom I.djvu/142

Ta strona została przepisana.

— To prawda — mówiła dalej Anna. — Czy wiesz dlaczego Kiti nie przyjechała na obiad: jest zazdrosną z mego powodu. Ja popsułam... ja byłam przyczyną, że bal ten był dla niej męczarnią, a nie przyjemnością. Lecz doprawdy jam niewinna, a jeślim zawiniła, to tylko bardzo, bardzo mało... — mówiła Anna cienkim głosem, przeciągając wyrazy: „bardzo, bardzo mało.“
— Jakeś ty to powiedziała, zupełnie tak samo jak Stiwa! — zrobiła uwagę Dolly, śmiejąc się.
Annę uraziła ta uwaga.
— Przepraszam bardzo, ja nie jestem Stiwa — rzekła, chmurząc się. — Dlatego mówię ci o tem, że nawet samej sobie nie pozwalam na chwilę powątpiewać o sobie.
Lecz mówiąc to Anna, sama uznawała, że słowa jej są niesprawiedliwe, gdyż nietylko powątpiewała o sobie, lecz odsuwała niepokój na myśl o Wrońskim, i dlatego wyjeżdżała prędzej, niż miała pierwotnie zamiar, żeby już więcej nie spotykać się z nim.
— W istocie Stiwa mówił mi, żeś tańczyła z nim mazura i że on...
— Nie możesz sobie wyobrazić, jak to stało się zabawnie. Myślałam tylko o swataniu, a tymczasem stało się zupełnie co innego. Ja zapewne mimowoli...
Anna zarumieniła się i przestała mówić.
— O! oni od razu poznają się na tera — rzekła Dolly.
— Lecz ja doprawdy byłabym w rozpaczy, gdyby on miał seryo zapatrywać się na to — przerwała Anna bratowej. — Pewną też jestem, że cała ta historya pójdzie w zapomnienie i Kiti przestanie nienawidzić mnie.
— Zresztą, moja Anno, prawdę mówiąc, nie bardzo życzę sobie dla Kiti tego małżeństwa, i lepiej nawet stałoby się, żeby ono rozchwiało się wobec tego, że Wroński był w stanie zakochać się w tobie w ciągu jednego dnia.
— Ach, mój Boże, nie miałoby to żadnego sensu — rzekła Anna i znów silny rumieniec zadowolenia oblał jej