że nerwy jej naciągają się coraz bardziej i bardziej, jak struny naciągane śrubami, i że oczy jej rozszerzają się coraz bardziej, że palce u rąk i nóg poruszają się nerwowo, że wewnątrz coś utrudnia jej oddech i że wszystko co widzi i słyszy w tem drzącem półświetle, niezwykłą swą dobitnością wprawia ją w podziw. Przychodziły na nią chwile, podczas których nie zdawała sobie sprawy, czy wagon porusza się naprzód, czy w tył, czy też stoi na miejscu, czy to Annuszka siedzi koło niej, czy też jakaś nieznajoma jej osoba? „Co tam wisi na poręczy? czy futro, czy zwierzę jakie? I co ja tutaj robię? A może to nie ja, tylko ktoś obcy mi zupełnie?“ Strach zdejmował Annę chwilami przed tym stanem, w jakim się znajdowała. Lecz coś nieznanego jej pociągało ją, i Anna stosownie do swej woli, mogła ulegać lub opierać się: na chwilę wstała, żeby przyjść do równowagi, odrzuciła pled z nóg i zdjęła ciepłą pelerynę. Na chwilę odzyskała panowanie nad sobą i zmiarkowała, że chudy człowiek w długim nankinowym paltocie z oberwanymi guzikami, jest palaczem, że spogląda na termometr i że za nim, przez niedomknięte drzwi wcisnął się wiatr i śnieg; lecz potem znów wszystko poplątało się jej... Człowiek ten zaczął gryść ścianę, staruszka zaczęła wyciągać nogi przez całą długość wagonu i napełniła go czarnym obłokiem; potem coś strasznie zaskrzypiało i zastukało, jak gdyby rozdzierano kogoś; potem czerwony ogień zaślepił jej oczy, a potem znów wszystko zniknęło za ścianą. Annie zdawało się, że wpada w przepaść. Nie bała się jednak, owszem, było jej przyjemnie. Głos otulonego i okrytego śniegiem człowieka, zakrzyczał coś nad jej uchem. Anna wstała, odzyskała przytomność, domyśliła się, że pociąg stanął na stacyi i że człowiek, głos którego słyszała, był konduktorem; poczem poprosiła Annuszkę o pelerynę i chustkę, ubrała się i skierowała ku wyjściu.
— Pani wychodzi? — zapytała Annuszka.
Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom I.djvu/146
Ta strona została skorygowana.