z synem podczas jego obiadu[1], na układanie swych rzeczy, na czytanie listów, które zastała w domu i na odpisywanie na nie.
Uczucie wstydu, które ją męczyło przez drogę i roztargnienie, znikły zupełnie: w zwykłych swych warunkach życiowych, czuła się znów pewną siebie i bez zarzutu.
Anna z pewnem podziwieniem wspominała o swym wczorajszym stanie. „Cóż takiego stało się? Nic. Wroński powiedział głupstwo, na które odpowiedź była łatwą, i ja odpowiedziałam mu jak wypadało. Mówić o tem mężowi niema żadnej potrzeby i nie można, gdyż w takim razie przypisywałabym temu znaczenie, jakiego całe to zajście nie posiada.“ Anna przypomniała sobie, jak raz prawie, że opowiedziała mężowi o wyznaniu miłosnem, jakie jej kiedyś uczynił młody podwładny Aleksieja Aleksandrowicza, i jak mąż odpowiedział, że każdą kobietę rzecz taka spotkać może, lecz że on najzupełniej ufa jej taktowi i nigdy nie zapomni się do tego stopnia, aby miał jej lub sobie ubliżać zazdrością. „A zatem niema potrzeby mówić? Zresztą, Bogu dzięki, niema o czem mówić!“ — pomyślała Anna.
Aleksiej Aleksandrowicz powrócił z ministeryum o godzinie czwartej, lecz, jak to często zdarzało się, nie miał czasu zajść do żony, gdyż od razu wszedł do gabinetu i zaczął przyjmować oczekujących z prośbami i podpisywać papiery, przyniesione przez naczelnika kancelaryi. Na obiad[2] przyjechali: stara kuzynka Aleksieja Aleksandrowicza, dyrektor departamentu z żoną i jakiś młody człowiek, zarekomendowany Aleksiejowi Aleksandrowiczowi, jako kandydat na posadę. Anna wyszła do salonu bawić gości. Punkt piąta