— Nie mogę niepamiętać o tem, co stanowi o mojem istnieniu.
Na miłość Boską, ani słowa więcej, ani słowa. — Anna wstała prędko i odsunęła się od Wrońskiego.
— Ani słowa więcej — powtórzyła i z wyrazem zadziwiającym Wrońskiego, rozstała się z nim. Anna wiedziała, że w tej chwili nie może wypowiedzieć słowami tego uczucia, jakiego doznawała przed rozpoczęciem tego nowego życia, nie chciała mówić o tem uczuciu i — przez niezbyt ścisłe wyrażenie się — nie chciała wystawić tego uczucia w niewłaściwem świetle. Lecz i potem na drugi, na trzeci dzień, Anna nietylko że nie mogła znaleźć wyrazów, które były w stanie określić dokładnie stan jej uczuć, ale nie mogła nawet znaleźć odpowiednich myśli, któremi mogłaby przedstawić samej sobie wyraźnie wszystko, co się działo w jej zrozpaczonej duszy.
Anna mawiała do siebie: „Teraz nie jestem w stanie myśleć o tem, chyba później, gdy będę spokojniejszą.“ Lecz spokój ten nie następował nigdy i za każdym razem, gdy przychodził jej na myśl jej postępek i gdy zaczynała myśleć o przyszłości i o tem, co czynić należy, opanowywał ją przestrach, a myśli tego rodzaju odpędzała od siebie.
Podczas pierwszych dni po powrocie z Moskwy, Lewinowi za każdym razem, gdy przypomniał sobie o doznanej odmowie, robiło się przykro i twarz jego pokrywała się rumieńcem; mawiał jednak wtedy do siebie: „Tak samo było mi przykro i tak samo rumieniłem się i uważałem wszystko za stracone, gdy dostałem dwójkę z fizyki i nie przeszedłem na drugi kurs; również uważałem się za zgubionego na zawsze, gdym źle pozałatwiał interesa siostry. I cóż z tego? teraz, gdy minęło parę lat i gdy przypominam sobie to, dziwię się, że takie rzeczy mogły mnie martwić. Ta sama