Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom I.djvu/224

Ta strona została skorygowana.

na nogach kawały błota, zsiadł z konia, wziął od Wasyla przetak z nasieniem i począł siać.
— W którem miejscu skończyłeś?
Wasyl pokazał znak, zrobiony nogą, i Lewin zaczął rozrzucać nasienie. Chodzić po roli było trudno i Lewin, przeszedłszy raz przez pole, spocił się i oddał przetak parobkowi.
— Widzisz? — wesoło zapytał Lewin Wasyla, czując już pomyślny skutek użytego środka.
— Zobaczy pan, gdy nadejdzie lato, jak tu będzie ładnie. Niech pan popatrzy gdziem siał w zeszłym roku, jak równo i gęsto wschodzi.. Przecież ja dla pana, Konstanty Dmitryczu, staram się jak dla rodzonego ojca; sam nie lubię niedbałej roboty i innym na nią nie pozwalam. Gdy panu dobrze, i nam dobrze. Jak spojrzę się — dodał Wasyl — aż się serce raduje.
— Śliczna wiosna, Wasylu!
— Najstarsi ludzie takiej wiosny nie pamiętają. Parę dni temu chodziłem do domu, tam mój ojciec również posiał trzy ćwiartki pszenicy i powiada, że od żyta odróżnić ją trudno.
— A dawno już siejecie pszenicę?
— Przecież pan nauczył nas jeszcze pozaprzeszłego roku i dał nam dwie miary: jedną sprzedaliśmy, a drugą zasiałem.
— Pamiętaj tylko, rozcieraj starannie grudki ziemi i pilnuj Miszki. A jak koniczyna ładnie wzejdzie, dostaniesz po pięćdziesiąt kopijek za dziesięcinę.
— Dziękuję bardzo, przecież my i tak nie mamy krzywdy u pana.
Lewin siadł na konia i pojechał na pole, na którem w zeszłym roku była posiana koniczyna, a potem na drugie, zaorane już pod jarą pszenicę. Koń grzązł po pęciny i z trudnością wyciągał nogi z na wpół roztajałej ziemi, przez zorane pole nie można było wcale przejechać, w miej-