tna dobroć, za którą wszyscy go tak lubią i chwalą, ja nienawidzę go za tę właśnie dobroć“ — pomyślała i zacięła usta, przyczem muskuły prawego policzka zaczęły jej drgać.
— Co panu potrzeba? — odezwała się prędkim, nie swoim, piersiowym głosem.
— Dolly! — powtórzył Stepan Arkadjewicz drżącym głosem. — Anna przyjedzie dzisiaj.
— Cóż mnie to obchodzi? Ja jej nie mogę przyjmować — zawołała.
— Lecz przecież trzeba Dolly...
— Proszę ztąd odejść — nie patrząc na męża krzyknęła, i zdawało się, że krzyk ten spowodowanym jest przez fizyczny ból.
Stepan Arkadjewicz mógł być spokojnym, gdy myślał o żonie, mogło mu się zdawać, że „jakoś to będzie“, jak się wyrażał Mateusz i mógł spokojnie czytać gazetę i pić kawę; lecz gdy zobaczył jej zmęczoną, zbolałą twarz, gdy usłyszał jej głos, w którym słyszeć się dawało poddanie się losowi i rozpacz, coś go ścisnęło w gardle i w oczach stanęły łzy.
— Mój Boże! co ja narobiłem! Dolly! Na miłość Boga!... Przecież... Nie mógł mówić więcej, łkanie ścisnęło mu gardło.
Dolly zamknęła szufladę i spojrzała na męża.
— Dolly, cóż ja mogę powiedzieć?... Chyba to tylko, abyś mi przebaczyła... Zważ tylko sama, czy dziewięć lat pożycia nie może okupić chwili, chwili...
Ona spuściła oczy i słuchała, co on jej powie, i zdawała się błagać go, aby ją w jakibądź sposób przekonał.
— Chwili zapomnienia... — wymówił Stepan Arkadjewicz i chciał mówić dalej, lecz usłyszawszy ten wyraz Dolly znów zacisnęła wargi jakby z bolu fizycznego i muskuł prawego policzka znów jej drgać począł.
— Proszę wyjść, proszę wyjść stąd!... krzyknęła jeszcze przeraźliwiej — i proszę mi nie mówić nic więcej o swych chwilach zapomnienia i o swych...
Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom I.djvu/24
Ta strona została skorygowana.