Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom I.djvu/251

Ta strona została skorygowana.

— A ty coś porabiał wczorajszego wieczora? Wygrałeś? — zapytał Wroński.
— Ośm tysięcy, ale trzy, wątpliwe, gdyż zapewne nie odda mi ich nigdy.
— Możesz więc przegrać, trzymając za mną — rzekł Wroński z uśmiechem. (Jawszyn założył się o znaczną sumę, że Wroński wygra na wyścigach).
— Ręczę, że nie przegram: jeden tylko Machotin jest niebezpiecznym.
Rozmowa przeszła powoli na wyścigi, o których Wroński myślał obecnie nieustannie.
— Chodźmy, jużem skończył — rzekł Wroński, wstając i idąc ku drzwiom; Jawszyn wstał również, wyciągając swe długie nogi i szerokie ramiona.
— Dla mnie zawcześnie jeszcze na obiad, trzebaby jednak wypić trochę. Zaraz przyjdę. Dawaj wina! — zawołał Jawszyn swym znanym powszechnie głosem, od którego drżały szyby. — A zresztą niepotrzeba! — zawołał znów po chwili. — Jeśli idziesz do domu, to i ja pójdę z tobą.
Wroński i Jawszyn wyszli.

XX.

Wroński mieszkał w obszernej, czystej, przegrodzonej na dwie części, czuchońskiej izbie. Petrycki stał razem z nim i w obozie. Gdy Wroński i Jawszyn wrócili do domu, Petrycki spał.
— Wstawaj, dosyć już tego spania — rzekł Jawszyn, idąc za przepierzenie i trzęsąc za ramię rozczochranego, który spał z twarzą schowaną pod poduszkę.
Petrycki nagle ukląkł na łóżku i począł oglądać się dookoła.
— Brat twój był tutaj — rzekł do Wrońskiego — obudził mnie, niech go wszyscy djabli wezmą i powiedział, że znów przyjdzie; — i Petrycki nakrywszy się kołdrą, znów