rzucił się na łóżko. — Daj pokój, Jawszyn — zawołał zniecierpliwiony, że Jawszyn chciał ściągnąć z niego kołdrę. — Daj pokój — i Petrycki odwrócił się i otworzył oczy. — Poradziłbyś mi lepiej, czego mam się napić, gdyż czuję taki niesmak w ustach, że...
— Najlepiej wódki — odparł Jawszyn basem. — Tereszczenko, daj panu wódki i ogórków — zawołał po chwili, lubiąc widocznie przysłuchiwać się swemu głosowi.
— Powiadasz, że wódki? Co? — zapytał Petrycki, krzywiąc się i przecierając oczy — a ty będziesz pił? Będziemy pić razem. A ty, Wroński, napijesz się? — pytał Petrycki wstając z łóżka i owijając się tygrysią kołdrą.
Petrycki wyszedł z za przepierzenia, wzniósł ręce do góry i zaśpiewał po francusku: był król w Tu-u-li. — Wroński, wypijesz?
— Zostaw mnie w spokoju — odparł Wroński, ubierając się w mundur, który lokaj podawał mu.
— A ty dokąd wybierasz się? — zapytał Jawszyn — i trójka twoja już stoi — dodał po chwili, ujrzawszy zajeżdżający powóz.
— Do stajni, a potem muszę zobaczyć się z Briańskim i rozmówić z nim co do koni — odpowiedział Wroński.
Wroński w istocie obiecał Briańskiemu, mieszkającemu o dziesięć wiorst od Peterhofu, że będzie dzisiaj u niego i że przywiezie mu pieniądze za konie, swoją drogą zaś chciał być i u Kareniny. Koledzy jednak w tej chwili domyślili się, że Wroński ma zamiar być nietylko u Briańskiego.
Petrycki, nie przestając śpiewać, mrugnął okiem i wydął wargi, jak gdyby chciał powiedzieć: wiemy my — co to za Briański!
— Pamiętaj tylko nie spóźniaj się! — zauważył Jawszyn i chcąc zmienić przedmiot rozmowy, zapytał, patrząc przez okno — jakżeż tam mój bułany, czy dobrze ci służy? — Konia tego Jawszyn sprzedał niedawno Wrońskiemu.
Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom I.djvu/252
Ta strona została skorygowana.