Tłum widzów, doktór, felczer, oficerowie z jego pułku biegli ku niemu. Miary nieszczęścia Wrońskiego dopełniała ta okoliczność, że nic mu się nie stało i że nic sobie nie uszkodził. Koń zaś miał złamany krzyż, postanowiono więc zastrzelić go. Wroński nie był w stanie odpowiadać na pytania i nie mógł rozmawiać z nikim: zawrócił się więc i nie podnosząc czapki, która mu zleciała z głowy, wyszedł z hypodromu, sam nie zdając sobie sprawy, dokąd dąży. Wroński czuł się nieszczęśliwym: po raz pierwszy w życiu spadło na niego nieszczęście, nieszczęście, któremu nie był już w stanie zaradzić i którego sam był przyczyną.
Jawszyn podniósł czapkę Wrońskiego, dopędził go i odprowadził do domu. Dopiero w domu, po upływie pół godziny czasu Wroński przyszedł zupełnie do siebie, lecz wspomnienie o tych wyścigach na długo pozostało w pamięci jego jako najprzykrzejsze.
Stosunki Aleksieja Aleksandrowicza z żoną co do swej formy nie uległy żadnej zmianie i były zawsze takie same, jak i przedtem. Jedyna różnica polegała na tem, że Aleksiej Aleksandrowicz pracował jeszcze bardziej niż dawniej; Aleksiej Aleksandrowicz, jak zwykle, tak i w tym roku na początku wiosny wyjechał do wód za granicę, dokąd jeździł co roku dla poratowania zdrowia, nadwerężonego wyczerpującą pracą w ciągu zimy. Aleksiej Aleksandrowicz wrócił, jak zwykle, w lipcu i z jeszcze większą energią wziął się do pracy. I w tym roku również, jak i lat poprzednich, żona jego wyjechała na letnie mieszkanie, a on pozostał w Petersburgu.
Od czasu rozmowy, jaka miała miejsce po wieczorze u księżnej Twerskiej, Aleksiej Aleksandrowicz ani razu nie mówił z żoną o swych podejrzeniach i o swej zazdrości,