taką minę, jak gdyby usłyszał mądre odezwanie się mądrego człowieka i jak gdyby wiedział, w czem tkwi la pointe de la sauce.
— W wyścigach biorą udział dwie strony — mówił dalej Aleksiej Aleksandrowicz — aktorzy i widzowie; że zamiłowanie w widowiskach tego rodzaju jest nieomylną oznaką nizkiego rozwoju widzów, na to zgadzam się, lecz...
— Księżno, załóżmy się — zawołał Stepan Arkadjewicz, stając przed trybuną i zwracając się ku Betsy. — Za kim pani trzyma?
— My z Anną za księciem Kuzowlewem — odpowiedziała Betsy.
— A ja za Wrońskim!... o parę rękawiczek...
— Przyjmuję!
— A jak tu ładnie! Nieprawdaż?
Gdy Stepan Arkadjewicz rozmawiał z Betsy, Aleksiej Aleksandrowicz przestał mówić, lecz po chwili rozpoczął znowu:
— Zgadzam się z panem, że...
Ścigający się ruszali właśnie od startu; rozmowy umilkły. Aleksiej Aleksandrowicz również przestał mówić; publiczność podniosła się z ławek i spojrzenia wszystkich skierowały się ku rzece. Wyścigi nie zaciekawiały Aleksieja Aleksandrowicza, nie przypatrywał się więc jeźdźcom, lecz z roztargnieniem spoglądał zmęczonemi oczyma na publiczność. Spojrzenie jego zatrzymało się na Annie, twarz której pokryła się bladością i przybrała surowy wyraz. Znać było, że Anna nie widzi żadnego jeźdźca, tylko jego jednego: ręka jej konwulsyjnie ściskała wachlarz, w piersiach brakło tchu. Aleksiej Aleksandrowicz popatrzał na żonę i odwrócił się od niej prędko, zwracając znowu swe spojrzenie na zebraną tłumnie publiczność.
„Tak, i na tej damie, również jak i na innych wyścigi robią wrażenie; jest to zresztą bardzo naturalnem“ — rzekł do siebie Aleksiej Aleksandrowicz i usiłował nie spoglądać
Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom I.djvu/296
Ta strona została skorygowana.