— Lewin, jak się masz! — zawołał, przyglądając się Lewinowi, który właśnie podchodził do niego; i na twarzy Stepami Arkadjewicza ukazał się przyjacielski, trochę ironiczny uśmiech. — I nie wstydziłeś się odnaleźć mnie w tej jaskini — pytał Stepan Arkadjewicz, nie poprzestając na uścisku ręki i całując swego przyjaciela. — Dawnoś przyjechał?
— Dopiero co przyjechałem i chciałem bardzo zobaczyć się z tobą — odpowiedział Lewin nieśmiało, z gniewem i niepokojem, oglądając się.
— No, chodźmy do gabinetu — przerwał mu Stepan Arkadjewicz, znając dobrze dziwną nieśmiałość przyjaciela, poczem wziął go za rękę i pociągnął za sobą, jakby ochraniając od grożących mu niebezpieczeństw.
Stepan Arkadjewicz był na „ty“ prawie ze wszystkimi swymi znajomymi: z sześćdziesięcioletnimi starcami, dwudziestoletnimi chłopcami, aktorami, ministrami, kupcami, jenerał-adjutantami, do tego stopnia, że bardzo wielu z pomiędzy tych, którzy z nim byli na „ty“, stali na dwóch krańcowych szczeblach społecznej drabiny i zdziwiliby się zapewne bardzo, gdyby się dowiedzieli, że przez Obłońskiego mają coś wspólnego z sobą. Był na „ty“ z każdym, z kim pił szampana — a pijał szampana ze wszystkimi — i dlatego, spotykając się w obecności swych podwładnych ze swymi, przynoszącymi wstyd „ty“, jak nazywał przez żarty wielu swych przyjaciół, Stepan Arkadjewicz ze zwykłym sobie taktem, umiał zmniejszać niemiłe wrażenie swoich podwładnych. Lewin nie należał do tych „ty“, których wypadało się wstydzić, lecz Obłoński domyślał się, że Lewinowi się zdaje, że on — Obłoński — wobec podwładnych nie chce pokazywać swych bliskich stosunków z nim i dlatego Stepan Arkadjewicz pospieszył się i wprowadził go do swego gabinetu.
Lewin był prawie rówieśnikiem Obłońskiego i był z nim na „ty“ nie z samego tylko szampana, gdyż był jego kolegą
Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom I.djvu/32
Ta strona została skorygowana.