Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom I.djvu/320

Ta strona została przepisana.

— Jedźcie sobie — rzekła księżna, spoglądając bacznie na zmieszaną twarz córki i usiłując odgadnąć powód jej zakłopotania.
Wareńka przyszła tego dnia na obiad i oznajmiła, że Anna Pawłowna rozmyśliła się i nie pójdzie na jutrzejszy spacer. Księżna zauważyła, że Kiti znowu zarumieniła się.
— Kiti, czy spotkała cię może jaka nieprzyjemność od Piętrowych? — zapytała księżna, pozostawszy sam na sam z córką. — Dlaczego Piętrowa przestała przysyłać do nas dzieci i sama już nie przychodzi?
Kiti odparła, że między nią a Anną Pawłowna nic nie zaszło, i że stanowczo nie wie, dlaczego żona malarza zdaje się unikać jej. Kiti powiedziała szczerą prawdę, gdyż nie wiedziała czemu Anna Pawłowna zmieniła się w ostatnich dniach, domyślała się tylko, a o tem, o czem domyślała się, nie chciała mówić nietylko matce, ale nawet i samej sobie, gdyż domysł jej należał do tych, o których nie można mówić nawet przed samym sobą, ponieważ i wstyd i strach przejmują, na myśl, że można się omylić.
Kiti parę razy powracała wciąż do przypominania sobie swych stosunków z rodziną malarza: przypominała sobie naiwną radość, jaką dyszało okrągłe, dobroduszne oblicze Anny Pawłowny, gdy Kiti przychodziła do niej, przypominała sobie rozmowy o chorym, jakie we dwie toczyły, układając spisek, mający na celu odrywać go od pracy, którą doktorzy wzbronili choremu i wyprowadzać go na spacer; przypominała sobie przywiązanie najmłodszego synka Pietrowych, który nazywał ją: „moja Kiti“ i który bez niej nie chciał iść spać. Potem przypominała sobie nadzwyczaj chudą postać Pietrowa, z długą szyją, w tabaczkowym surducie, jego rzadkie wijące się włosy, pytające niebieskie oczy, które przejmowały ją z początku strachem, i usiłowania jego, zwykle wszystkim suchotnikom, jakie czynił, chcąc wydawać się w jej obecności zdrowym i silnym. Kiti przypominała sobie, jak w pierwszych dniach ich znajomości zadawała