— Dlaczego?... Nic mi się nie stało... — odpowiedziała obojętnie w tej chwili dodała: Czyś pan widział się już z M-elle. Linon?
— Jeszcze nie.
— To idź pan do niej, ona tak lubi pana.
— Co to się stało takiego? Czyżbym, ją, broń Boże, obraził? — pomyślał Lewin i pobiegł ku starej francusce, z siwymi pukielkami, siedzącej na ławce.
M-elle Linon, ujrzawszy go, uśmiechnęła się, pokazując sztuczne zęby i powitała jako starego przyjaciela.
— Tak, rośniemy — rzekła, wskazując oczyma na Kiti. — Tiny bear urósł! — mówiła śmiejąc się i przypominając Lewinowi żart jego o trzech pannach, które nazywał kiedyś niedźwiadkami z angielskiej bajki. — Czy pan przypomina sobie, jak pan tak mawiał czasami?
Lewin zapomniał już o tem zupełnie, lecz M-elle Linon od dziesięciu już lat śmiała się z tego dowcipu i lubiała go powtarzać.
— Idź pan ślizgać się. A nasza Kiti już wcale nieźle jeździ?
Gdy Lewin podszedł znów do Kiti, twarz jej nie była już tak surową, oczy spoglądały łagodnie, lecz Lewinowi zdawało się, że pomimo to Kiti jest niezadowoloną. I zrobiło mu się smutno.
Porozmawiawszy z Lewinem o swej starej guwernatce i o jej dziwactwach, Kiti zapytała go, co porabia na wsi.
— Czyż się panu nie znudzi, siedzić tak całą zimę na wsi? — zapytała.
— Nie, nie nudzę się, gdyż jestem bardzo zajęty — odpowiedział, czując, że poddaje się jej wpływowi, któremu oprzeć się nie będzie w stanie, tak samo jak i dwa miesiące temu.
— Na długo pan przyjechał? — zapytała znów Kiti.
— Nie wiem — odpowiedział, nie myśląc o tem, co mówi. Przyszło mu na myśl, że jeśli znów stanie z nią na
Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom I.djvu/51
Ta strona została skorygowana.