Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom I.djvu/52

Ta strona została przepisana.

zwykłej ich, przyjacielskiej stopie, to znów w końcu będzie musiał wyjechać nie zdecydowawszy się na nic, i postanowił jasno postawić kwestyę.
— Więc pan nie wie?
— Nie wiem, wyjazd mój będzie zależał od pani — odpowiedział, lecz nagle przestraszył się swych własnych słów.
Nie wiadomo, czy Kiti nie słyszała odpowiedzi, czy też nie chciała jej słyszeć, lecz w tej chwili, potknąwszy się, puściła jego rękę, i odeszła ku M-elle Linon, powiedziała jej parę słów i razem z francuską skierowała się ku domkowi, gdzie była urządzona garderoba dla pań.
— Co też ja narobiłem? Mój Boże, dopomóż mi i naucz mnie! — modlił się Lewin i jednocześnie, czując potrzebę przyspieszonego ruchu, rozpędził się i zaczął opisywać na lodzie koła.
W tej chwili jeden z młodych ludzi, najlepszy łyżwiarz, z papierosem w ustach wyszedł z kawiarni i rozpędziwszy się, zaczął spuszczać się na łyżwach na dół, po schodach, podskakując na każdym stopniu. Gdy zbiegł na lód, nie starając się nawet rękoma utrzymać równowagi, zaczął się ślizgać i wypisywać ósemki.
— Nowa zupełnie sztuka! — rzekł Lewin i zaraz pobiegł na górę.
— Nie zabij się pan tylko! do tego trzeba mieć ogromną wprawę! — zawołał za nim Mikołaj Szczerbacki.
Lewin wszedł na schodki, nabrał rozpędu i puścił się na dół, starając się rękoma utrzymać równowagę, na ostatnim jednak stopniu potknął się, lecz jednym silnym ruchem wyprostował się i dotknąwszy się tylko ręką lodu, uśmiechnięty pobiegł dalej.
— Jaki on jest przyjemny — pomyślała Kiti, wychodząc z M-elle Linon z garderoby i patrząc na niego z przyjaznym uśmiechem, jak na ukochanego brata. — Czyżbym była winną? Czyżbym zrobiła co złego? Ludzie mówią: kokieterya. Wiem, że go nie kocham, lecz jest mi tak wesoło