Strona:Leon Tołstoj - Anna Karenina Tom I.djvu/53

Ta strona została przepisana.

w jego towarzystwie i jest taki przyjemny. Tylko dlaczego on to powiedział?“ — pomyślała.
Spostrzegłszy, że Kiti wychodzi, i że matka jej, która właśnie przed chwilą przyjechała, spotkała się z nią na schodach, Lewin, czerwony cały od przyspieszonego biegu, przestał się ślizgać i zamyślił się, potem po chwili odpasał łyżwy i przy wyjściu z ogrodu dopędził matkę i córkę.
— Rada jestem bardzo, że widzę pana — witała go księżna. — We czwartki, jak zwykle, przyjmujemy.
— A zatem dzisiaj?
— Bardzo nam będzie przyjemnie widzieć pana — odpowiedziała księżna z pewnym chłodem.
Ton, jakim matka odpowiedziała Lewinowi, uraził Kiti. Chcąc złagodzić trochę odpowiedź matki, odwróciła głowę ku Lewinowi i rzuciła mu krótkie: „Do widzenia.“
W tej chwili właśnie wchodził do ogrodu Stepan Arkadjewicz, w kapeluszu na bakier, uśmiechnięty, z podniesioną głową. Przywitawszy się z teściową, z pewnem zakłopotaniem odpowiadał na pytania, tyczące się zdrowia Dolly.
Porozmawiawszy chwilę z księżną, wyprostował się i ujął Lewina pod rękę.
— Jedziemy? — zapytał. — Myślałem o tobie i bardzo się cieszę, żeś przyjechał — mówił, patrząc mu znacząco w oczy.
— Jedźmy, jedźmy — odpowiedział uszczęśliwiony Lewin, któremu ciągle zdawało się, że słyszy głos jej, który powiedział mu: „do widzenia“, i że widzi uśmiech, którym Kiti obdarzyła go.
— Do Anglii, czy też do Ermitażu? — Wszystko mi jedno.
— Jedźmy więc do Anglii — zadecydował Stepan Arkadjewicz, wybierając Anglię dlatego, że w niej był więcej winien niż w Ermitażu, uważał więc za niestosowne unikać tej restauracyi.